Bo jestem pracoholikiem? Po pierwsze – nie jestem. Po drugie – nie, nie dlatego. Opowiem Wam dziś historię o tym, jak poznałem różnicę między wakacjami i urlopem i co z tego wynika.

Kuluarowe rozmowy networkingowe

To było śniadanie Towarzystwa Biznesowego Warszawskiego jakieś 4 lata temu. Rozmawiam z Pawłem [PK]. Luźna gadka, o planach wakacyjnych, rodzinie.  Tak, o takich rzeczach też się rozmawia na spotkaniach biznesowych, są nawet na to wyznaczone specjalne miejsca w agendzie.

Zdjęcie wykonano w usteckiej Herbaciarni Galerii :-)

Zdjęcie wykonano w usteckiej Herbaciarni Galerii 🙂

No więc rozmawiam sobie z Pawłem, obok nas przechodzi Piotr [PA] i kątem ucha przysłuchuje się rozmowie, po czym w nią wchodzi z błyskotliwą uwagą. Dialog był taki:

[PK] Jakieś morze w tym roku, coś ten?

[MG] Tak, jasne, za tydzień jadę na urlop, grzejemy do Ustki – jak co roku.

[PK] No, fajnie, bardzo dobrze.

[PA] Bardzo przepraszam, że się wtrącam, ale mam bardzo ważną uwagę nazewniczą.

[MG] Oooo, dawaj Piotrze.

[PA] Otóż, nie jedziesz Maćku na żaden urlop, tylko na wakacje.

[MG] Dlaczego?

[PA] Bo urlop trzeba wziąć, ktoś musi go przyznać, więc na urlopy jeżdżą niewolnicy, a ludzie wolni jeżdżą na wakacje.

Wtedy zrozumiałem, że jadę jednak na wakacje.

Co z tego wynika?

Od razu dodam – z myślą o tych, którzy zdążyli się oburzyć, że rozmówcy nie szanują ludzi, którzy nie są przedsiębiorcami, że dialog odbył się w żartobliwym tonie. I nie chodzi tu o to, że żartowano sobie z kogoś, tylko z samego tego rozróżnienia na urlopy i wakacje. Bo ostatecznie – moim zdaniem – to, czy bierze się urlop, czy jedzie na wakacje, ostatecznie zależy od tego, czy wyjeżdżający jest wolny wewnętrznie. Wolny, czyli mający poczucie i nawyk decydowania o sobie, i zabiegania o swoje interesy. Można być wolnym pracownikiem najemnym, który ma świadomość tego, że nie tylko wypoczynek mu się należy na mocy jakichś umów, czy ustaw, ale także dlatego, że aby dobrze pracować, trzeba mieć jednak pewne poczucie wypoczęcia. Nawet w zakonach zamkniętych jest codziennie rekreacja, a co jakiś czas rekolekcje. Można być też niewolnikiem będąc właścicielem mnóstwa firm, który nie musi pracować nad niczym, ale swoją wolność oddał pracownikom, wspólnikom, akcjonariuszom, albo klientom.

Nie forma działania jest tu zatem decydująca, ale właśnie stan umysłu. Bo – jak pewnie zauważyliście – absolutna wolność nie jest możliwa. To, z czym zawsze będziemy mieli do czynienia na ziemi zawsze, to współzależność i konieczność ciągłego negocjowania różnych rzeczy, by jak najwięcej ocalić z własnej i cudzej wolności. Swoją drogą, bardzo dobrze o tym pisał Covey w „7 nawykach…” i jeśli jeszcze tego nie czytaliście, to najwyższa pora zrobić to w te wakacje!

Wielbłąd

Być może jednak łatwiej jest popaść w mentalną niewolę, gdy jest się pracownikiem najemnym, szczególnie wówczas, gdy przełożeni nie widzą sensu w rozbudowywaniu naszej niezależności i dojrzałości. Podobnie jak wg Ewangelii łatwiej jest bogatemu stać się wyznawcą mamony, niż biednemu. Nawiasem mówiąc, ta figura o uchu igielnym, do której nawiązuję, opiera się na tym samym założeniu, które wyżej wyłożyłem.

Jako, że wiążą się z nią nieporozumienia, to przy okazji i ten temat rozjaśnię.

Pan Jezus mówi o tym, że

Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do Królestwa Niebieskiego.

Interpretacja, która się na szybko nasuwa, mówi, że bogaty po prostu nie jest w stanie się zbawić, bo przecież zwierzę nie przejdzie przez ucho igły. Sęk jednak w tym, że – jak dowodzą egzegeci – w figurze chodzi prawdopodobnie o jedną z bram w Jerozolimie, bardzo wąską, która nazywana była z tej racji uchem igielnym. Jeśli ten trop jest słuszny, powinniśmy zmienić interpretację w kierunku takim, że bogatemu po prostu trudniej, ale nie jest to niemożliwe. Jeśli tak, musimy dowiedzieć się od czego to zależy. Wskazówkę mamy gdzie indziej, tam gdzie mowa jest o tym, że nie można służyć Bogu i mamonie równocześnie. Jeśli więc ktoś służy swojemu majątkowi tak, jak trzeba służyć Bogu, to faktycznie nie ma co się dziwić, że ciężko u niego o zbawienie. Ale bardzo podobnie ma ten, kto swojemu przyrodzeniu służy jak Bogu, albo deifikował swój brzuch i służy mu uniżenie. W każdym z tych przypadków mamy do czynienia z jednym i tym samym zjawiskiem – nieuporządkowanym przywiązaniem. Kto czytał trochę katolickiej klasyki, ten pojęcie zna. Kto nie – musi doczytać.

Ostatecznie więc wracamy do ludzkiego serca i jego przywiązań. Podobnie i w zaczętej wyżej kwestii, urlopu i wakacji. To, czy jesteś wolny, czy niewolnikiem zależy od tego, jaką masz wizję siebie i na co się godzisz.

Poznajcie Mariusza

Jednym z bardziej wolnych ludzi, których znam jest Mariusz Wróbel, z którym przeprowadzałem wywiad w ramach projektu #GnyszkaPrezentuje. Nie planowałem o Nim pisać w tym poście, ale skoro już mi się skojarzył, to obejrzyjcie naszą rozmowę. Bo faktycznie omawiamy tam sytuację podobną do tej o uchu igielnym.

 

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily