Od razu zaznaczę, że – w przeciwieństwie do Maleńczuka – nie mam nic do Niemców 🙂 Tak, cechy dominujące w społecznościach istnieją, to wie każdy socjolog, ale jednak wolę przyglądać się jednostkom i ich cechom osobniczym. Nie zmienia to faktu, że studiując w Niemczech zrozumiałem dlaczego właśnie tam narodziła się ta obłąkańcza idea.

Zastrzeżenie

Jak już wiecie, nie bardzo lubię dyskutować, dlatego zaraz na początku wyjaśniam, czego nie chcę przez ten wpis powiedzieć. Moje obserwacje w mojej opinii nie prowadzą do niczego więcej, niż w najlepszym razie mikroteoryjki średniego zasięgu. Więc od razu uprzedzam nawiedzonych Europejczyków, by nie pomstowali na to, że zły Gnyszka zjadł wszystkie rozumy i ma coś do biednych Teutonów. Ktoś chce podyskutować – to tylko o tekście i przesłankach, które wyłożę, a nie o tym, co sobie wyobraził, że ja sobie wyobraziłem i między wierszami to milcząco, ale złowieszczo sugeruję. OK? 🙂

Poza tym mam paru niemieckich kumpli, których bardzo sobie cenię.

Kulturalni miłośnicy Bacha i Beethovena zastraszeni przez Hitlera zapraszają bliźnich na jogging z elementami gimnastyki.

Kulturalni miłośnicy Bacha i Beethovena zastraszeni przez Hitlera zapraszają bliźnich na jogging z elementami gimnastyki.

Jak się znalazłem w Niemczech?

Dla tych, którym nie chciało się czytać zakładki na mój temat, przypominam – do Monachium trafiłem w ramach Erasmusa i studiowałem tam architekturę na Fachhochschule Muenchen oraz socjologię na Ludwig Maximilians Universitaet. No, teraz już wiecie 🙂

Victor Klemperer i III Rzesza Jego oczami

Zacznijmy od tego, że parę lat wcześniej czytałem pamiętniki Victora Klemperera, znanego przed wojną światowej sławy niemieckiego językoznawcę żydowskiego pochodzenia. Nie dla walorów literackich je kupiłem, ale po to, by poznać i spróbować zrozumieć codzienne życie w przedwojennej Niemczech, które coraz bardziej stawały się III Rzeszą. Cóż, lektura rozbudziła we mnie socjologa, który jest w stanie zrozumieć każdą aberrację, a z opisywanych na bieżąco zjawisk przykuła moją uwagę karność, z jaką zwykli Niemcy, a nawet i ówczesna elita intelektualna z pokorą dostosowywała się do zmieniającej się koniunktury. Klemperer ze zdziwieniem opisuje, jak już kilka lat przed wojną, jeszcze przed ustawami norymberskimi, niektórzy starzy znajomi z uniwersytetu przestali podawać mu rękę, jak powoli przestawał być zapraszany na przyjęcia, nie mówiąc o oficjalnych okazjach. Był rybką, która dostrzegała, że woda w akwarium robi się coraz bardziej mętna, ale bardzo, bardzo powoli. To, co było dla niego zadziwiające, to to, że sfera publiczna bezceremonialnie wdzierała się w osobiste, wieloletnie relacje i niszczyła je.

Niszczyła na tyle, że parę lat później codziennie żył z myślą, że to ostatni dzień.

Cześć, jestem tu nowy

Gdy trafiłem na zajęcia, byłem urzeczony uczelnią. Jako prawie jedyny Erasmusiak zostałem jowialnie przywitany przez starszą panią z sekretariatu, oprowadzony po szkole przez wicedziekana, późniejszego wykładowcę i otoczony pewnym zaciekawieniem przez koleżanki i kolegów. Rozpoczęły się zajęcia, a ja dołączyłem do jednej z istniejących już grupek projektowych.

Zmiana grupy

Działałem w niej z S. i N., dziewczynami z roku, Niemką i zniemczoną Szwajcarką. Nasze koncepcje projektowe się rozchodziły, ale ustępowałem dziewczynom, żeby nie opóźniać prac nad projektem. Korekta z reguły potwierdzała moje zastrzeżenia i stałem się trochę niewygodny 🙂 Pewnego dnia S. powiedziała, że mamy Kommunikationsprobleme i proponuje, bym przeniósł się do innej grupy, którą tworzyli D. i T. Nie widziałem problemu, zaciskanie zębów na wieść o nowych genialnych pomysłach dziewczyn stawało się już groźne nie tylko dla szkliwa, ale i miazgi.

Zmiana definicji społecznej

Z radością przystąpiłem do pracy z chłopakami! Okazało się jednak, że wraz ze zmianą grupy, w oczach całego otoczenia zmieniła się definicja mnie samego. Przestałem być nietuzinkowym studentem z Polski, Erasmusiakiem umiejącym policzyć przyprostokątne i wiedzącym nawet co to funkcje trygonometryczne, tylko stałem się… wyrzutkiem 🙂 Takim trochę Untermenschem. Dlaczego? Cóż, taka była społeczna definicja grupy projektowej, do której dołączyłem. D. i T., tworzyli grupę śmierci, skazaną przez wykładowców, a za nimi z zupełną uległością – przez samych studentów. Obaj nie byli rdzennymi Niemcami, obaj uczyli się słabawo i mieli problem z zaliczeniem poprzedniego roku. Zresztą problemy z dyscypliną pracy zauważyłem szybko. Dobra wiadomość jest taka, że udało mi się chłopaków pod koniec semestru zdyscyplinować 😉

Przejawy

Można powiedzieć – Dobra, Gnyszka, piszesz enigmatycznie i robisz z siebie męczennika. Walę zatem konkreciki.

1) Das ist doch Scheisse!

Chwilę, dosłownie dwa tygodnie po zmianie grupy, odbywa się korekta projektów z prof. H. Dotychczas był dla mnie przemiły i bardzo pomocny. Korekty z dziewczynami były bardzo pouczające i długie. Przychodzę z chłopakami. Profesor przegląda rzuty i przekroje, zaczyna coś krytykować… w 5. minucie korekty wali długopisem w kartki i cały czerwony krzyczy (!): Das ist doch Scheisse! Na rodzimym WA PW słyszałem wiele rzeczy, ale nigdy żaden prowadzący nie powiedział, że przyniosłem mu gówno do oglądania. Serio 🙂

2) Relacje

Momentalnie urwały się relacje z innymi studentami. Mo-men-tal-nie. Zero zainteresowania, zdawkowe odpowiedzi na moje pytania, spuszczanie oczu przy powitaniu. Najwyżej uśmiech nr 18. Załamka. Dobra informacja jest taka, że był jeden sprawiedliwy, a pod koniec semestru dołączyło do niego kilkoro innych, widząc ile trudu wkładam w to, by z moich dwóch partnerów zrobić przecinaków. Musieli dostrzec rozdźwięk między społeczną definicją, którą potulnie przyjęli, a rzeczywistością. Zresztą inaczej nie zdaliby fizyki budowli, której po godzinach zacząłem nauczać 😀

3) Wykładowcy

Analogicznie rzecz się ma z wykładowcami. Z obcokrajowca, któremu chcą jako gospodarze przychylić nieba, stałem się częścią grupy przeznaczonej na odstrzał. Zdawkowe odpowiedzi na pytania nawet techniczne, opuszczanie oczu, etc. Plus – co mnie dogłębnie zaskoczyło – chamstwo, jak opisałem wyżej.

Dobra wiadomość jest taka, że na koniec semestru, gdy udowodniłem swoją wartość, która przecież – na Boga! – nie zależy od tego, z kim się współpracuje, dostałem propozycję nie do odrzucenia. Panie Gnyszka, widzimy, że Pan orasz w projekcie za trzech i robisz to dobrze. Panu dajemy piątkę, a chłopaków oblewamy. Zgadnijcie jak zareagowałem.

Istota – konformizm społeczny

Było jeszcze wiele innych okazji, by tej wymiany wody w akwarium doświadczyć, nie zamierzam tu spisywać księgi zbitego tyłka. Istotne jest zjawisko, które też opisał w swoich dziennikach Klemperer – niewyobrażalny wprost konformizm społeczny w wykształconych warstwach. Na tyle silny, by zerwać więzy nakładane przez konwenanse, zażyłość, etc. i zmusić do traktowania tych czynników instrumentalnie. Dokładnie tego doświadczyłem i ja – w o wiele mniej poważnej przecież sprawie.

Kopniak po latach

Wszystko dobrze się skończyło, przypłaciłem wprawdzie historię chorobą z przemęczenia, bo projekt rzeczywiście spoczywał mocno na moich barkach, odrzuciłem propozycję przedłużenia studiów w Niemczech, a po jakimś roku uśmiałem się do łez. Oto napisała do mnie S., urocza Niemka z mojej pierwszej grupy projektowej. Napisała mi, że w związku z tym, iż od ponad roku nie mamy osobistego kontaktu w realu, wyrzuca mnie ze znajomych na fejsbuku 😀 Tak, Niemcy chyba muszą inaczej postrzegać relacje międzyludzkie.

Jasne, to nic Panie Klemperer, że wspólnie broniliśmy doktoratu i chodziliśmy na obiad na stołówkę, czasy się zmieniły i ja teraz uważam Pana za podludzia.

Zakończenie

Co to wszystko oznacza? Nie musi nic oznaczać, bo próba za mała, niektórych czynników mogłem nie znać, etc. Czuję jednak, że coś jest na rzeczy z postrzeganiem relacji przez Niemców i że bez tego nie byłoby Holokaustu, bo ludzie po prostu by się zbuntowali. Ktoś ma w tym zakresie coś ciekawego do dodania?

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily