Prozaiczna sytuacja. Odholowanie samochodu w Stolicy, a potrafi zrewolucjonizować życie. Przydarzyć się może każdemu, dlatego postanowiłem opisać swoją przygodę, byście zaoszczędzili sobie trochę czasu, gdy i Wam się to przydarzy. Bo gdy latacie wokół tego, świat przyspiesza – dzieci nagle tęsknią bardziej, a żona pryncypialniej podchodzi do tematu powrotu do domu i każda minuta jest na wagę złota.

Tak się zaczęło

To był ulewny deszcz. Ten deszcz, który padał tego dnia, którego wyszedłem z biura (jeszcze na Świętokrzyskiej) z zamiarem podwiezienia na dworzec Moniki. Żabimi skokami między kałużami pokonywaliśmy odległość do mego legendarnego Zielonego Szerszenia, gdy… gdy okazało się, że musimy stać w kałuży i dalej moknąć patrząc na miejsce, na którym stał mój niezniszczalny Avensis i im bardziej patrzyliśmy, tym bardziej go nie było. Monika popędziła więc na Dworzec, ja natomiast w drodze powrotnej do biura, wykręciłem 112. A, że doświadczenia ze służbami porządkowymi mam, jakie mam (opisałem 3 z nim we wpisie pt. 3 historie, po których będziecie chcieli się zabić), od razu przygotowywałem się na najgorsze.

Rekonstrukcja zdarzeń

Rekonstrukcja zdarzeń

Krok 1: Nie ma Twojego samochodu? Dzwoń na policję

Panowie policjanci szybko wyjaśnili mi, że mają samochód w kartotece tych, które uniosła w przestworza karząca dłoń holownika Straży Miejskiej. Radzą w związku z tym odwiedzić, a uprzednio zadzwonić do kolegów po pałce spod znaku szachownicy.

Krok 2: Dzwoń na Straż Miejską

Po co? By dowiedzieć się do kiedy pracują i gdzie wylądował Twój samochód. Wbrew pozorom to istotna sprawa, bo samochód może znaleźć się (czego doświadczyło paru moich znajomych) nawet i 30 km od Warszawy, na małym placyku, które miasto wynajmuje od rolnika 😀 Nie wierzycie? Sprawdźcie. No więc, dowiecie się po prostu, czy po odbiór gabloty trzeba kołować helikopter, szwagra z golfem, czy można po prostu konwencjonalnie podjechać tramwajem. Ja miałem to szczęście, że mój pojazd umiejscowiony został w Centrum, na parkingu obok dawnej Ikei na Al. Jerozolimskich.

Do zamknięcia Straży miałem jeszcze ze 2 godziny, więc wydawało się, że zdążę – ruszyłem tramwajem, już na tym etapie przemoczony, na podbój Straży Miejskiej nieopodal ulicy Leszno…

Krok 3: Wizyta u strażników miejskich

Dojechałem tramwajem i rozpocząłem poszukiwania budynku, w którym się znajduje Straż. Na szczęście zdjęcie z Googla mi w tym pomogło i mimo mokrych od deszczu okularów znalazłem niski, parterowy obiekt pośrodku skrzyżowania. Dowiedziałem się, że samochód przeszkadzał śmieciarce w odbiorze śmieci spod bloku i dlatego został odwieziony na z góry upatrzoną pozycję, za co należało się jakieś paręset złotych: za mandat oraz za usługę transportową. Osobną usługą jest bezpieczne przechowanie go na parkingu, co nie pamiętam ile kosztowało, ale pamiętam, że wystarczająco tyle, by lecieć na łeb na szyję, by zdążyć przed 23:59:59, gdy zacznie się druga doba. Tak, dobrze rozumiecie: druga doba stania na parkingu nie zaczyna się u nich po 24 godzinach stania, czyli o godzinie 00:00:01 dnia następnego. A to oznacza, że jeśli zholowali Was o przysłowiowej 23:59 to odbierając swój rydwan o godz. 00:01 płacicie już za dwie doby.

Krok 4: Noś przy sobie gotówkę

Chcę opłacić mandat, profesjonalne odholowanie i pieczołowite przechowywanie mego wozu, ale tu pojawia się problem. Kasa Straży Miejskiej robi przy okazji za muzem i nie posiada terminalu do kart płatniczych… Jeśli nie chcę płacić za dwie doby – muszę pędzić na pocztę i z kwitkami pojawić się na parkingu. Gdy pojawiłem się w placówce Poczty Polskiej na Solidarności, niedaleko kina Femina, w kolejce poznałem kilku zwycięzców ówczesnej loterii holowniczej. Wszyscy biadaliśmy (hue hue, to najbardziej parlamentarne określenie na to, co robiliśmy w istocie) na brak terminala płatniczego w Straży Miejskiej. Udało się. Grzeję tramwajem po samochód!

Krok 5: Odbiór samochodu z parkingu

To już sama przyjemność. Czujesz się jak nowo narodzony, jak człowiek po odsiadce. Im częściej jeździsz, tym lepiej się czujesz. Z satysfakcją opuszczasz obiekt, który zrosiła niejedna łza, który dowiedział się, że miejsce parkingowe wynajął w istocie na dwie doby, choć samochód stoi na miejscu od kilku godzin. I w zasadzie na tym kończy się przygoda.

Krok 6: Moralniak

Najgorzej jest dzień później, gdy minie już euforia spowodowana odzyskaniem swej własności. Uświadamiasz sobie, co za te pieniądze mógłbyś zrobić. I wtedy czasem warto spotkać się z psychologiem, może przejść na spacer, albo poczytać Pismo Święte… to prawdziwy test dla oderwania od ziemskich przywiązań 😉

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily