Jesteś perfekcjonistą, albo ktoś w Twoim otoczeniu nim jest? Uważaj. Za chwilę może polać się krew. Perfekcjonizm, to zwierz, który potrafi zabić. Jeśli nie Ciebie, to Twoje otoczenie. Powiem Ci dzisiaj dlaczego musisz gadzinę zabić.

Pedant a perfekcjonista

Pisałem kiedyś o mitomanach i o tym jak sobie z nimi radzić. Dzisiaj przyszła pora na perfekcjonistów. Ciekawą rzeczą jest to, że mitoman bardzo często jest również perfekcjonistą. A przynajmniej moi mitomani tacy są. Być może Ty masz dostęp do innych.

Odróżnijmy pedanta od perfekcjonisty. Pedant dla mnie, to ktoś, kto ludzi pracować w uporządkowanym, przewidywalnym otoczeniu. Odczuwa psychiczny ból, gdy na biurku leżą zbędne rzeczy, albo gdy drzwi do pokoju, w którym przebywa nie są zamknięte, czerpie natomiast wielką satysfakcję z własnych rytuałów, nawet tak drobnych, jak wyciskanie pasty do zębów w określony sposób, albo robienie kawy. Ups… opisałem chyba siebie 😉 Pedant jednak robi to świadomie i zachowuje dystans, dzięki któremu może w określonym otoczeniu, okolicznościach, postępować inaczej. Mimo, że ma świadomość, iż coś go razi.

Inaczej jest w mojej definicji z perfekcjonistą. Istotą tego zjawiska jest chorobliwe przekonanie o tym, że rzecz nie wykonana idealnie zgodnie z planem, bądź wzorem, jest zła. Jest z niej niezadowolony. Perfekcjonista rozpacza, gdy nie dosolił zupy, twierdząc że jest niejadalna, nie mając świadomości, że prawdziwie niejadalne były rybie skóry i pęcherze, o których marzyli więźniowie łagrów, jak pamiętam z jednego ze świadectw. Perfekcjonista nie jest w stanie docenić rzeczy zrealizowanej w 90%, gardzi każdą poniżej 99%. Nie widzi różnicy między 30% a 90%. Interesuje go wszystko, albo nic.

Dlaczego nie możesz być perfekcjonistą?

Bo zejdziesz z tego świata jako sfrustrowany, spiczniały i biedny stary zgred. Przesadzam? Oczywiście, że tak! Ale musisz wiedzieć, że perfekcjonista to samo robi dłużej, zaczyna po parę razy i rozsiewa wokół siebie stale woń niezadowolenia.

Produkt wystarczająco dobry

Jednym z klientów Pracowni Synergii jest firma z rynku elektroniki. Z wielu rzeczy, które robi, na wspomnienie tym razem zasługują klawiatury. Potrafi stworzyć klawiaturę, której klawisze wytrzymują nawet 3 000 000 naciśnięć, jeśli dobrze pamiętam. Problem w tym, że klienci nie potrzebują takiej żywotności klawiatury! Doświadczenie pokazuje, żę wymieniają ją wtedy, gdy zetrą się literki 🙂

W tej branży wyścig technologiczny w pewnym sensie się skończył. Na polu walki został tzw. produkt wystarczająco dobry. Perfekcjonista jechałby dalej i próbował przekonać rynek do tego, że po starciu symbolu, warto kupować pojedyncze klawisze.

Jan XXIII a perfekcjonizm

Tak samo jest z modlitwą. Perfekcjonista cały czas czeka na sprzyjające okoliczności, po to, by pomodlić się idealnie. Zauważył to Jan XXIII, który miał powiedzieć, że:

najgorszy różaniec to nie ten odmówiony bez należytego skupienia, ale ten nie odmówiony wcale.

Mój perfekcjonizm

Sam jestem ex-perfekcjonistą, ale częściowym pedantem. Nie pamiętam kiedy sobie z perfekcjonizmem poradziłem, ale ważne dla mnie było uświadomienie sobie pojęcia optimum i tego, czego nauczył mnie gen. Patton (o którym też kiedyś pisałem). Patton mawiał, że

Dobra decyzja w porę jest lepsza, niż idealna decyzja po czasie.

Na polu walki lepiej jest dzięki w miarę dobrej decyzji stracić tylko nogę, gdy ryzykowało się życiem, mimo że idealnie byłoby wyjść z wojny nawet nie draśniętym.

Ciekawe jest stykanie się z perfekcjonistami w otoczeniu, którzy nadal nimi są. Moje podejście zazwyczaj torpedują, przypisując mi małe zainteresowanie efektem końcowym i zgodę na bylejakość. Wróćmy na chwilę do ostatniego wpisu o kreatywności. Wolę rentowną budkę z hot dogami z obciachową, ale stale optymalizowaną reklamą, niż Świętego Graala innowacyjności, który nie doczekał się wyjścia z głowy pomysłodawcy.

Photo credit: United States Marine Corps Official Page / Foter / CC BY-NC

Photo credit: United States Marine Corps Official Page / Foter / CC BY-NC

Pal! Popraw! Pal!

Bo z perfekcjonizmem jest trochę jak z artylerią i każdym strzelaniem w ogóle. Gdy strzelałem w wojsku z haubicy 2S1 zdałem sobie bardzo dobrze sprawę z tego, że zniszczenie czegokolwiek przy pomocy jednego pocisku to mokry sen perfekcjonisty. Zużyłem razem 3 pocisku odłamkowo-burzące do zniszczenia gniazda karabinów maszynowych wroga na wzgórzu, ale to i tak tylko i wyłącznie dzięki podpowiedzi żołnierza zawodowego, który obsługiwał działo i podpowiedział mi przez hełmofon korekty. Bo pocisk spadł raz 400 metrów za celem, a drugim 300 m przed celem. Nie ma innej drogi niż pal! popraw! pal! popraw… Zamiast celuj… celuj… celuj… celuj… i zanim powiesz pal! sam zostaniesz trafiony.

Droga ciągłego doskonalenia

Na tym zupełnie nieidealnym świecie jesteśmy skazani na optimum, rozwiązania najlepsze możliwe w danych okolicznościach, przy danych kompetencjach, etc. ale dalekie od ideału niekiedy bardzo. Jesteśmy skazani na drogę ciągłego doskonalenia. Jesteśmy skazani na Kaizen, o którym zdecydowanie polecam poczytać, a z którym moja przygoda właśnie się rozszerza w ramach Coraz Tańszej Firmy, którą odpaliliśmy w zeszłym tygodniu 🙂

Żegnajcie perfekcjoniści! Wszelki opór jest daremny! Choć… jeśli chcecie zostawić komentarz, to zostawcie. Damy sobie z Wami radę 😉

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily