Na początek opowieść, potem morał. Swego czasu wybrałem się tam, gdzie nie chciałem, ale tam mnie chcieli. Już się porozumieliśmy. Doszło jednak do rozejścia. Zostałem… zdyskryminowany! Posłuchajcie.

Pewnego dnia znajoma headhunterka poprosiła mnie o kontakt z pewnym warszawskim teatrem, który poszukiwał fundraisera. Mając świadomość, że to dla mnie kompletnie obce środowisko (lewicowy światek teatralny) oraz nowy rynek (fundraisingu dla teatru jeszcze w GFA nie robiliśmy), zdecydowałem spotkać się z dyrektorem operacyjnym. W pewnym sensie w myśl zasady „Większa radość będzie w niebie z jednego nawróconego grzesznika”. Bo jak zainspirować kogoś do zmiany, albo ponownego rozważenia własnych przekonań, jeśli nawet się go nie zna?

Spotkanie było bardzo udane. Razem z Mariuszem sypaliśmy dobrymi pomysłami, feeling był świetny, otwierały się perspektywy udanej współpracy. Jak się później dowiedziałem, współpraca była przesądzona. Było tak, mimo iż na pożegnanie Gospodarz zapytał mnie z ciekawości o powód obecności krzyża w logotypie GFA. Odpowiedziałem, że to nawiązanie do wartości europejskich.

– Jak to? – odparł Pan Dyrektor.

– Po prostu. Przecież cywilizacja europejska jest zbudowana na chrześcijaństwie, stąd nasze przywiązanie do uczciwości, prawdomówności, pokoju, etc.

– Dyskutowałbym, moim zdaniem wartości europejskie reprezentował głównie Sokrates, a nie Kościół, ale OK.

– Chętnie kiedyś na ten temat porozmawiam, to bardzo ciekawe – odparłem rezolutnie, żegnając się z Gospodarzem.

Po paru tygodniach braku odzewu, postanowiłem zadzwonić. Rozmowa przebiegła mniej więcej następująco:

– Panie Macieju, wie Pan, oferta była bardzo dobra, jednak nie podejmiemy współpracy.

– Spodziewałem się.

– Naprawdę?

– Jasne. Wie Pan, w takich projektach bardzo ważna jest współpraca z zespołem, a tu podejrzewam że mogłoby być różnie.

– No właśnie, na spotkaniu zespołu ktoś mi przyniósł materiały z Pańskiego bloga, no i – wie Pan – okazało się, że jest Pan za życiem i w ogóle jest Pan konserwatystą.

– He he, nie da się ukryć, spoko.

– Ale nie jest Pan na mnie zły, ani oburzony?

– Nie, dlaczego?

– No, bo wie Pan – ja Pana teraz dyskryminuję.

– Bez przesady. Moim zdaniem może Panu nie pasować choćby i kolor moich zębów, albo może Pan uznać że śmierdzi mi z buzi, by nie podjąć ze mną współpracy. Albo Pan chce współpracować, albo nie, nie przesadzajmy.

– Ale to jednak dyskryminacja.

– Bez przesady, nie obrażam się.

[…]

Na koniec morał. Wolność nawiązywania stosunków handlowych to bardzo ważne osiągnięcie rynku. Jedno z najistotniejszych. Dlatego nie chciałbym, żeby Państwo je ograniczało kwotami, parytetami, czy innymi wydumanymi sposobami. Mimo to, ostatecznie jednak uświadomiłem sobie, że jako podatnik finansuję takich bonzów, którzy za publiczne pieniądze robią rewolucję kulturalną. Chyba jednak państwo wyznaniowe oraz ograniczenie do minimum jego kompetencji to konieczność 😉

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily