Nie należymy z Maksiem, czyli popularnym #GnyszkaJr, do jakichś wielkich fanów planszówek. Nie zarywamy nocy nad nimi, nie spędzamy całych dni trzęsąc i rzucając kostki, ani nawet wielu ich nie znamy. Przyszedł jednak czas na to, by coś dla siebie znaleźć, bo przecież nie samymi klockami Lego człowiek żyje…

Wujek Łukasz 

W okolicach święta pogonienia bolszewickiej hołoty spotkaliśmy się z wujkiem Łukaszem. Podarował on Maksiowi w prezencie grę O rety! Krety!. Grę wyprodukowała co ciekawe firma Mattel,  którą dotąd kojarzyłem tylko z lalkami Barbie i Kenem 😉 Od tej pory w różnych konfiguracjach graliśmy w nią już parę razy i… bardzo przypadła mi do gustu. To, że Maksiowi też – nie muszę chyba wspominać.

Krety!

Gra jest dość prosta. Jej elementy wyglądają jak na poniższym zdjęciu:

"O rety! Krety! Poszukiwacze skarbów" w pełnej krasie.

„O rety! Krety! Poszukiwacze skarbów” w pełnej krasie.

Gra składa się więc z:

  • planszy,
  • 4 kretów z ruchomymi główkami,
  • młotka,
  • kostki.

Wystarczająco dużo elementów, by nawet najmniej rozgarnięty czterolatek ogarnął to umysłem. Wyzwanie polega na tym, by jak najszybciej dotrzeć od początku drogi do jej końca – czyli do skarbu, losując co każdą rundę kolor pola, na które się przesuwamy. Po drodze czekają nas niespodzianki – po pierwsze, pola których mieszkaniec ma prawo stuknąć w głowę dowolnego innego konkurenta, po drugie – jaskinie bezpieczeństwa, których mieszkańcy nie mogą zostać stuknięci w głowę 😀 Co powoduje owo stuknięcie, które przynosi dzieciom wielką radość (młotek piszczy gdy nim się stkua) – cofnięcie stukanego do najbliższej jaskini bezpieczeństwa, czyli osłabienie jego szansy na wygraną.

Gra jest zatem w większej części losowa losowa (do naszej woli należy tylko wybieranie tego, kto dostanie od nas młotkiem w łebek) i zabawi od 2 do 4 osób. Przeciętny czas gry dla ojca z synem to jakieś 10-15 minut i dużo śmiechu, gdy któremuś z kretów głowa wbija się w korpus i trzeba ją wyciągnąć przez naciśnięcie ogonka.

Wrażliwość chłopca

Jak mówię – jeszcze z Maksiem nie wygrałem ani razu, co świadczyłoby o tym, że potomek będzie miał po prostu większe szczęście, niż ja 🙂 Ale to nie jedyne odkrycie, jakie dzięki kretom poczyniłem. Choć wiem, że nasz Pierworodny jest bardzo wrażliwym młodym mężczyzną (ma to zdecydowanie po mnie), to ta gra pokazała mi to po raz kolejny i bardzo rozczulający. Tak, jest to zdecydowanie materiał na osobny wpis, który już niebawem!

Bierzcie póki są

Szukałem Kretów w internetach, żeby Wam zalinkować, ale to nie było wcale takie łatwe. Po pierwsze okazało się, że są dwie wersje (moja to Poszukiwacze skarbów), po drugie – wcale nie we wszystkich sklepach z zabawkami są. Ale dzięki kochanemu Convertiserowi znalazłem obie wersje:

Aha, nie to że teraz stałem się zapalonym graczem planszówkowym. Cały czas uważam, że nie ma to jak wspólne czytanie, albo i czytanie w pojedynkę, o czym pisałem na przykład w tym wpisie 🙂

Wyzwanie

Dajcie znać w komentarzach poniżej jakie są Wasze ulubione gry planszowe. Może zrobimy z tego TOP10? 🙂 

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily