Niemiecki brukowiec dla Polaków, czyli Fakt, opublikował* tekst o tym, że rodzina Elbanowskich zbija kokosy na Stowarzyszeniu Rzecznik Praw Rodziców. Napisał do mnie Andrzej, przekonując, że nie mogę nie zabrać głosu. No więc zabieram.
Rozgrzewka
Na początek miały być dwie anegdoty, ale… nie mogę sobie teraz przypomnieć które 😀 Więc trochę głupia sprawa, ale musicie sobie przypomnieć jakieś dwie własne. Jeśli są naprawdę śmieszne – umieśćcie je w komentarzach.
Z czym Fakt ma problem?
Jak widzę po lekturze wpisu na Fakt.pl, problemy są dwa:
1) przychody stowarzyszenia wzrosły w ciągu paru lat dziesięciokrotnie – do nieco ponad 30 000 zł miesięcznie,
2) ludzie pracujący dla stowarzyszenia są wynagradzani. Członkowie Zarządu nawet niecałe 8 000 zł, a najlepiej zarabiający pracownicy nieco ponad 4 000 zł.
Zanim będę radził porównać to z analogicznym parametrami w Fundacji Adenauera, Instytucie Obywatelskim, albo Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy, uzasadnię dlaczego poczułem zapach cebuli po raz pierwszy czytając te doniesienia.
Przychody
„Stowarzyszeniu wzrosły przychody aż dziesięciokrotnie” – grzmi dziennik dla desperatów, którzy koniecznie chcą kupić w kiosku gazetę, nie przeciążając przy tym szarej komórki. Ten zarzut można by skwitować stwierdzeniem:
No i co z tego?
Bo mówiąc szczerze nie bardzo rozumiem ani zdziwienia, ani oburzenia tym, że rosną przychody podmiotu, który stał się w ciągu ostatnich lat kilkudziesięciokrotnie bardziej rozpoznawalny. Za jednym wyjątkiem. Jeśli chodziło o zdziwienie tym, że te przychody nie wzrosły bardziej, sięgając na przykład 500 000 zł rocznie zamiast obecnych niespełna 400 000 zł. Cóż, widocznie jest pole do fundraisingowej optymalizacji i tyle.
Dla porównania dodam, że analogiczny budżet zbieraliśmy u progu mojego odejścia z Fronda.pl prawie 10 lat temu.
Jeśli jednak autorowi nie chodziło o taki zdziwienie, jak opisałem wyżej, wówczas proponuję by zastanowił się nad tym, co za te pieniądze Elbanowscy co roku robią. Bo skutek wydania tych pieniędzy może być dobrą miarą do jakiejkolwiek oceny tego stowarzyszenia. I nie mam tu na myśli skutku w ujęciu ideolowym, moralnym, czy jakimkolwiek innym, a skutki w postaci osiągania wyznaczonych sobie celów, wielkości organizowanych imprez, zasięgu dotarcia z przekazem, etc. Gwarantuję, że chociażby w ekwiwalencie reklamowym okaże się to śmieszny budżet.
Ludzie zarabiają
Ten zarzut też można by skwitować podobnie jak poprzedni. Bo jeśli ludzie pracujący zarabiają, to jest to chyba najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Być może w Fakcie są sami wolontariusze, wówczas gratuluję redakcji zamożności i hojności w poświęceniu siebie samych dla promocji głupoty w Polsce.
Ale dotykamy tu ciekawego zjawiska, które łączy zarówno media, jak i tzw. opinię publiczną. Zjawisko to polega na wierze w to, że organizacje pozarządowe tworzą krasnoludki.
Pisałem o tym już kiedyś, przy okazji afery z Jakubem Śpiewakiem (czytaj —–> Nie wylewajcie Śpiewaka z kąpielą), ale trochę się powtórzę. Napisałem wtedy:
(…) Po pierwsze – wielkim złem polskiego dyskursu na temat organizacji pozarządowych jest wiara i żądanie, by działały one bezkosztowo. Nie dziw, że podzielają ją zwykli obywatele, ale zdziwieniem napawa fakt, że szerzą ją także media. NIE DA SIĘ działać bez jakichkolwiek kosztów. Napiszę o tym niebawem oddzielny wpis, dziś jednak wskażę, że nawet wolontariusz („darmowa siła robocza”?) jest dla fundacji kosztem – trzeba go bowiem co najmniej: przeszkolić, wyposażyć i koordynować. Nie wszystko to da się załatwić w barterze! Po drugie – żyjemy w czasach, kiedy to z wielu względów korupcja i marnotrawstwo osiągnęły dramatyczne rozmiary, są firmowane przez rozliczne instytucje państwowe i to jest prawdziwy problem! Pisałem o tym nie tak dawno. 170 000 zł wydane wątpliwie przez prezesa nawet najbardziej znanej fundacji o najbardziej wzniosłem misji… to jest naprawdę małe miki (swoją drogą może właśnie sprawa Śpiewaka miała przykryć ostatnie afery związane z autostradami?).
Kulczyk o tym marzy!
Przy tym wszystkim należy zaznaczyć jedno – organizacje pozarządowe osiągają w swych działaniach ROI, o którym pomarzyć może każdy przedsiębiorca, nawet najbardziej błyskotliwy. Co mam na myśli? To proste. Właśnie dzięki wolontariuszom, zaangażowaniu sympatyków, ponadnormatywnej pracy pracowników, darowiznom pieniężnym i rzeczowym… każda złotówka włożona w NGO daje w formie różnorodnych form pomocy właściwych każdej organizacji znacznie więcej, niż średnioroczne 15% osiągane przez najlepszych rekinów biznesu. I żaden Jakub Śpiewak tego nie zmieni i nie zmienił. Ale to już zupełnie na marginesie 🙂
W tym względzie nic się nie zmieniło i fragment jak ulał pasuje do przypadku Elbanowskich i skowytu spowodowanego tym, że stowarzyszenie, które swoją misję realizuje propagowaniem idei i bywaniem w mediach, otrzymując na to pieniądze, wydaje je na… na to właśnie. Bo jak się propaguje idee? Ludzie to robią i im trzeba zapłacić, jeśli nie stać ich na to, by być wolontariuszami. Podobnie jak nie stać na to urzędników z MEN (na marginesie, ktoś wie ile zarabia minister w MEN i szeregowi pracownicy?) i muszą swój czas sprzedawać, nie mogąc go podarować.
Jest jedno „ale”.
A co jeśli Panu Redaktorowi z Faktu chodziło o to, że za taką robotę, która robią – dostają za mało? Mogło o to chodzić, gdyby to był człowiek bywały w świecie. Jeśli o to chodziło, to faktycznie mamy do czynienia ze skandalem. Elbanowscy decydując się na porzucenie innej pracy zawodowej, o czym wiem, bo mieliśmy okazję się poznać, a wchodząc do zarządu stowarzyszenia, odpowiadają za jej działania całym własnym majątkiem, w odróżnieniu na przykład od urzędnika w MEN. Ryzyko, które podejmują, powinni sobie zrekompensować wynagrodzeniem, a to moim zdaniem przy tak dużej rodzinie może być za małe. Nie mówiąc już o kosztach związanych z odarciem z prywatności, stresem związanym z działalnością, etc. Karolino, Tomku, ceńcie się trochę bardziej!
Przypomniało mi się!
Pamiętam już jedną anegdotę! Jakiś czas temu zadzwonił do mnie kolega szukający pracy dla córki swojego kolegi. Rozmowa brzmiała tak:
– Maciek, mój kumpel ma córkę, bardzo delikatna dziewczyna, szukamy dla niej jakiejś spokojnej roboty, może w jakiejś fundacji. Ty znasz tego dużo, więc dzwonię.
– Piotrze, ale jeśli szuka spokojnej pracy, to albo bierz ją do siebie, albo wsadź do jakiegoś urzędu. W trzecim sektorze dziewczyna się wypali po kwartale.
– Serio?
– Jasne, że tak. W fundacjach zawsze jest za mało czasu, za mało pieniędzy i za mało kompetencji.
– OK, nie wiedziałem.
No więc tak – podajcie ten wpis dalej.
[dopisek z wieczora]
*Jak się okazało, tekst na fakt.pl, który czytałem, powoływał się na… tekst z Super Expressu. No cóż. Gdyby byli poważni, nie puszczaliby bieda sensacji dalej.