Ten wpis nie będzie o 500+. Ten wpis będzie o żaglu, który wyrasta spod pleców.

Wielodzietni i bochenek chleba

Ilekroć spotykałem się w przeszłości z rodzicami wielodzietnych rodzin, zawsze na pytanie

Jak Wy to wszystko ogarniacie i utrzymujecie?

dostawałem odpowiedź mniej więcej taką:

To Ty nie wiesz, że każde dziecko rodzi się z bochenkiem chleba pod pachą?

Nie ukrywam, że początkowo traktowałem to powiedzenie jako dowcipną formę reklamy wielodzietności, czy posiadania dzieci w ogóle, bo przecież to na pewno nie jest tak, że narodziny dziecka przynoszą pieniądze. Być może za 20 lat, jeśli program 500+ będzie trwał cały czas, to zdanie wyda się kontrowersyjne, bo przecież państwo będzie płaciło za rodzenie i wychowywanie obywateli, ale jednak generalnie to dzieci bardziej kosztują, niż przynoszą pieniądze. Powiedzonko jednak wydało mi się miłe.

Żagiel, który wyrasta z…

Później spotkałem się z Tomkiem, młodym warszawskim prawnikiem, który trochę progenitury miał już na koncie, a ja – jeśli dobrze pamiętam – dopiero spodziewałem się pierwszego spadkobiercy. Na szybkiej kawie rozmowa szybko zeszła na dzieci (w tym ojcowie są podobni do matek – o czymkolwiek by gadali i tak zaraz zejdzie na dzieci). Tomek podzielił się wówczas ze mną swoim doświadczeniem w paru słowach:

Wiesz, to jest tak. Zauważyłem, że z każdym dzieckiem wyrasta mi spod pleców żagiel, dzięki któremu szybciej płynę. Żagiel, albo nawet motorek.

To już bardziej do mnie przemówiło. Ten dodatkowy bochenek chleba, to nie tyle cudowny podarunek, co skutek, który narodziny dziecka wywierają na rodzicach. Seems legit.

Jak się wyleczyłem z perfekcjonizmu?

Takie samo jest moje doświadczenie. Dzięki narodzinom Maksia nauczyłem się bardzo wielu rzeczy istotnych w biznesie, np.: szybko podejmować ważne i pilne decyzje, których brak przynosi straty (np. rozstanie z nierentownym klientem, czy słabym pracownikiem), czy selekcjonować sprawy tak, by zajmować się tylko najważniejszymi, albo wreszcie porzucić perfekcjonizm (o którym pisałem w osobnym wpisie o perfekcjonizmie). Każde kolejne dziecko tylko pomaga te umiejętności doskonalić.

To jest noworodek. Kliknij mu w nosek i zobacz co się stanie :-)

To jest noworodek. Kliknij mu w nosek i zobacz co się stanie 🙂

Prawo Parkinsona

Znacie to prawo? Jeśli nie, to zacytuję wikipedię:

Prawo Parkinsona − prawo mówiące, że praca rozszerza się tak, aby wypełnić czas dostępny na jej ukończenie (oryg. ang. work expands as to fill the time available for its completion). Autor – Cyril Northcote Parkinson.

Prawo to odnosi się do organizacji formalnych typu biurokratycznego. Oznacza ono, że jeżeli pracownik ma określony czas na wykonanie danego zadania, zadanie to zostanie wykonane w możliwie najpóźniejszym terminie. W praktyce implikuje to żywiołowy wzrost liczby urzędników, niezwiązany z ilością i rodzajem pracy do wykonania.

Mam złą wiadomość. To prawo obowiązuje nie tylko organizacje formalne typu biurokratycznego, ale i jednostki. Wie o tym każdy, kto pisał licencjat, albo magisterkę i zrobił to w tydzień przed oddaniem, choć pracował nad tym ostro przez cały semestr 😀

Ale i przed Parkinsonem świat to wiedział. W znanym dowcipie o Żydzie, który skarży się rabinowi na to, że mało ma miejsca w mieszkaniu, gdzie siedzą teściowie i dzieciarnia. Co poradził mu rabin? By kupił jeszcze kozę i wstawił do domu, a na pewno lepiej wykorzysta miejsce, które i tak ma. W drugiej wersji dowcipu z brakiem czasu, rabin radzi wzięcie na siebie dodatkowego obowiązku.

Dziecko łamie Parkinsona!

Na czym polega więc fenomen zarabiania więcej i lepiej wraz z rozwojem rodziny? Na tym właśnie, że dziecko jest naturalną tamą dla zależności opisanej przez Parkinsona. Dziecko nie bierze jeńców i nie obchodzi je, że chcesz tracić czas 🙂

Co robić?

Płódźcie dzieci. Jeśli macie z tym problem, polecam cały dział na ten temat w Tolle.

 

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily