Przez długi czas mówiło się, że największym sukcesem diabła w XX wieku było przekonanie ludzi, że on nie istnieje. Coraz bardziej odnoszę wrażenie, że dziś mamy inny problem. Dziś — po latach uświadamiania, że szatan istnieje — utarło się sądzić, że szatan jest najlepszym z informatorów. Prawdę mówiąc, nie wiem, co gorsze.

Stary Niemiec

Jechałem do Monachium na stypendium. Choć nie były to czasy Peerelu, ale wczesnej unijnej Trzeciej Erpe, to jechałem autokarem z Dworca Zachodniego. Jechałem głównie studiować architekturę i jakież było moje zdziwienie, gdy miejsce za mną zajął starszy pan z makietą dworca autobusowego w bagażu podręcznym. Od słowa do słowa okazało się, że pan nie tylko jest Niemcem, nie tylko z Monachium, ale na dodatek… jest architektem! Cóż za zbieg okoliczności. Polubiliśmy się nawet, dowiedziałem się, że pracuje właśnie nad projektem dworca autobusowego w podwarszawskim Błoniu (nie wiem swoją drogą, co odbiło władzom miasta, by zamawiać projekt w Monachium) i paru innych rzeczy. Ucieszył się, gdy dowiedział się, że jestem katolikiem, i na odchodne, już w Monachium, zaprosił mnie nazajutrz na niedzielną Mszę do św. Michała, u jezuitów.

Samo to doświadczenie było traumatyczne, bo w zasadzie nie wiedziałem, czy jestem na koncercie, czy na Najświętszej Ofierze, i po zakończonym cyrku zacząłem na poważnie rozglądać się za jakąś powtórką, ale za to zgodną z Mszałem, chociażby w formule transsubstancjacji (nie wymagajmy zbyt wiele). Po Mszy poszliśmy na kawę, gdzie mój samozwańczy monachijski opiekun opowiedział mi o Akademii Katolickiej, która powstała lata temu przy miejscowej kurii i w której odbywa się właśnie jakiś tam specjalny miesiąc wykładów otwartych. Szczególnie emocjonujący miał być ten o złu (das Böse) i gorąco mi go rekomendował, mówiąc, że to bardzo ważny temat, gdyż przed Soborem to my katolicy uważaliśmy, że zło jest osobowe, a teraz już dobrze wiemy, że to tylko zjawisko psychiczne, po prostu istnieją zły albo dobry czyn, i to zależy jeszcze, jak na to spojrzeć.

Jako pilny czytelnik tekstów soborowych jeszcze na etapie zanim zacząłem liceum, wiedziałem, że nieuki są w stanie każdą tezę uzasadnić Soborem, dlatego wewnętrznie na przemian to turlałem się ze śmiechu, to truchlałem z trwogi, słysząc, co mój — wiekowy w końcu, a więc jednak z założenia mądry — rozmówca bredzi.

Na tym wykładzie nie byłem, wybrałem się na inny. Słabo jednak znałem wtedy niemiecki i wiele zeń nie wyniosłem poza obserwacją tego, że Kościół niemiecki ma wprawdzie świetną infrastrukturę, lecz chyba jest jednak w dużej części uniwersytetem trzeciego wieku i to takim, gdzie przychodzi tylko paręnaście procent studentów. Brrrrr…

Powyższa historia to tylko obrazek i ilustracja tego, że problem z negowaniem istnienia szatana występuje. Walka z nim równocześnie jednak spowodowała drugi przechył.

Moda na cudowności: pentekostalizacja

Nieco późniejszym zjawiskiem jest bardzo poważne podejście do tematów związanych z duchowością oraz bytami duchowymi. Cały ruch charyzmatyczny — katolicki i niekatolicki — wyrósł na niezwykłym przejęciu się tą sferą. I bardzo dobrze, bo jednak jesteśmy istotami cielesno-duchowymi. Jak jednak dowodzę w swoich Katolickich miliarderach, patologizuje się on często w formę kwietyzmu i fideizmu, a w przypadku skrajnym — zamiany negacji istnienia szatana na zbytnie przejęcie się jego istnieniem. Jak to wygląda w praktyce? Oto osoba dotknięta tym przechyłem każdy wypadek, który się wydarzy, jest skłonna tłumaczyć aktywnością złego. Nie splotem okoliczności, nie błędami ludzi albo nawet intencjonalnym ich działaniem… a gniewem i intrygą szatańską! Stąd już krótka droga do pysznego uznania siebie samego za niezwykle ważną osobę, skoro interesuje się nami sam kierownik największego grilla zaświatów.

Taka osoba ma później problem z przeżyciem zwykłego życia i oczekuje od niego samych cudowności. Jeśli idzie na Mszę — oczekuje spektakularnych uzdrowień i grzmotów z samego nieba, jakby wystarczającym cudem nie była transsubstancjacja. Jeśli się modli, to ciche odmawianie różańca nie wystarcza, musi modlitwie towarzyszyć gimnastyka religijna albo chociaż melorecytacja, etc. Znacie to? No.

Moda na egzorcystów

Zastanawiam się, czy zjawisko, które tu publicystycznie opisuję, nie zasługuje czasem na etykietę „satanizmu” 😉 By jednak uniknąć takich asocjacji: osoby nazbyt przejęte upadłym aniołem i jego rogatymi kumplami cechuje przesadne emocjonowanie się egzorcystami i ich twórczością. To jednak najczęściej — nad czym ubolewam — dwie strony tego samego medalu. Nie wiem, czy owocem tego jest pojawienie się magazynu „Egzorcysta”, czy nie. To nie ma znaczenia, natomiast trend jest widoczny gołym okiem.

Ileż to razy słyszałem od znajomego, że wybiera się na rekolekcje, które będzie prowadził… uwaga… teraz powiem… uwaga… nabieram powietrza jak Maria Callas przed zaśpiewaniem arii operowej… uwaga… zaraz się posikam z podniecenia jak ośmiolatka na widok wymarzonego kucyka… z E-GZOR-CY-STĄ!!!!!!!

Zawsze w takiej chwili zastanawiam się, co powiedzieć, i wybieram bycie miłym. Całe zjawisko na pewno napędza też rynek wydawniczy, który począwszy od „Wyznań egzorcysty” o. Amortha, karmi nas co jakiś czas elokucjami księży, którzy zapragnęli podzielić się ze światem tym, co opowiedział im prof. dr hab. Szatan Rogacewicz.

Profesor Szatan

Interesariusze tego zjawiska zapomnieli chyba, że upadły anioł jest ojcem kłamstwa, który nawet wtedy, gdy mówi prawdę, to tylko po to, by mieszać. Jednak chyba w związku z tym, że — jak się domyślam — w związku ze swoim wielomówstwem, nie doświadczyli transcendencji, nie dając Bogu dojść do słowa, muszą szukać głosu z zaświatów w okolicach piekła. Lepszy rydz, niż nic.

Owoce

Zastanawiam się jednak nad owocami. Na pewno część obserwatorów zewnętrznych, dalekich od Kościoła, dochodzi do wniosku, że katolicyzm polega na byciu idiotą i wierze w to, że jeśli w hinduskiej restauracji stoi posążek nie wiadomo w sumie kogo, to miejsce jest niebezpieczne i stanowi duchowe zagrożenie, jeśli nie automat z opętaniami (swoją drogą, czekam od dawna na jakiegoś Tadeusza Kotarbińskiego tego ruchu, który by wreszcie zdefiniował termin „zagrożenie duchowe”, bo na razie wyczuwam tu srogi wszystkoizm). Wśród braci odłączonych natomiast, którzy już dawno odstawili butle z tlenem i jadą na coraz ostrzejszym haju, szukając Ducha Świętego tam, gdzie go nie ma, powstać może wrażenie, że nareszcie katolicy przestali trzymać się odwiecznego nauczania i dołączyli do grona wesołej gromady demistyfikatorów, którzy w usta Pana Jezusa są w stanie włożyć wszystko poza tym, co powiedział i miał na myśli.

Wreszcie — zastanawiam się nad owocami u samych katolików. Rozmawiałem ostatnio z własną osobistą Żoną, która chcąc spędzić czas karmienia produktywnie, posłuchała na YT konferencji jednego ze znańszych byłych egzorcystów, który doczekał się nawet wywiadu rzeki. Wnioski? Zostać opętanym jest łatwiej niż złapać grypę. Więcej w życiu zagrożeń niż szans… i w zasadzie to jedyne, co pozostaje, to żyć w przerażeniu i skrapiać wodą święconą i posypywać solą egzorcyzmowaną wszystko. Wszechmoc Boża? Oj, przereklamowana. Łaska uświęcająca? Oj, kochani, diabeł mi na egzorcyzmie powiedział, że wstąpił w ofiarę gwałtu homoseksualnego z samego tylko powodu, że ta osoba była zgwałcona. Owoce jednym słowem — no właśnie satanizm. Bo jak inaczej nazwać takie przejęcie szatanem, że aż przesłania ono przejęcie Bogiem?

Z okazji Wielkiego Czwartku…

…życzę kochanym Księżom, by chcieli być pokornymi robotnikami winnicy Pańskiej, a wystrzegali się chęci bycia Majkelami Dżeksonami duchologii. Tylko tyle i aż tyle.

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily