Każdy, kto interesuje się inwestowaniem, na pewno zetknął się z pojęciem strategii kontrariańskiej. Najkrócej rzecz ujmując, polega ona na robieniu dokładnie przeciwności tego, co robi większość uczestników rynku. Wbrew pozorom to coś więcej, niż tylko strategia inwestowania w akcje, czy inne aktywa.

Szkoła falenicka i otwocka

Jak w każdej dziedzinie, obie szkoły mają swoich wyznawców. Jedni podążają z trendem, gdy już się wykształci, inni chcą zarobić więcej i łapią trend wtedy, gdy kończy trwać przeciwny. Jedni kopiują rozwiązania biznesowe i starają się je ulepszyć, a inni wykorzystują nisze, w które nikt nie chciał wejść, albo nikt o nich nie pomyślał.

Jak inwestuje kontrarianin?

Sedno tej strategii polega na tym, by kupować wtedy, gdy inni marzą o sprzedawaniu, a sprzedawać gdy każdy marzy o tym, by móc kupić. Kontrarianin, jeśli dobrze obserwuje, wchodzi w sytuacjach, w których rynek jeszcze nie dostrzegło potencjału w danej spółce, albo nieruchomości (z braku wiedzy, albo chęci do zaryzykowania), a sprzedaje wówczas, gdy euforia w tym samym temacie jest już powszechna i bardzo silna. Nie muszę chyba dodawać, że to strategia bardzo mi bliska 🙂

kontra

Ryzyka

Cudowność strategii kontrariańskiej nie jest jednak pełna i bezwypadkowa. Podstawowym ryzykiem jest to, że decyzję o postąpieniu wbrew tłumowi podejmujemy z braku wiedzy na jakiś temat, podczas gdy tłum właśnie z tego powodu nie idzie w jakimś kierunku. To tak, jakby iść dla zasady w stronę z której wszyscy uciekają i stanąć później oko w oko z zamachowcem-samobójcą, by stwierdzić:

Cholera, to dlatego zwiewali…

Ale – jak łatwo stwierdzić – to samo ryzyko dotyczy też strategii przeciwnej, czyli podpinania się pod trendy we wczesnej ich fazie, by jak najdalej popłynąć z tłumem.

To samo dotyczy innowacji, gdzie bardzo często niedoświadczeni przedsiębiorcy roją sobie, że skoro coś nie istnieje na rynku, czyli nikt jeszcze nie zrealizował ich pomysłu, to jest to najlepsza gwarancja sukcesu. Częściej bywa tak, że po poprzedniej próbie nie zostało już nic, dlatego pomysł cały czas jest innowacyjny.

Dlaczego warto być kontrarianinem?

To bardzo satysfakcjonujący sposób życia. Dlaczego? Dzięki niemu po prostu więcej rozumiesz. Więcej rozumiesz, bo na każde zjawisko patrzysz z rezerwą i nie jest dla Ciebie argumentem na płynięcie z trendem to, że inni tak robią. Ba! To jest wręcz prąd zasilający lampkę ostrzegawczą.

Znak sprzeciwu

Napisałem, że strategia kontrariańska to coś więcej, niż tylko sposób podejścia do rynku. Tak, moim zdaniem to też kwintesencja katolicyzmu 🙂 Dlaczego? Śródtytuł to wyjaśnia. Katolik był, jest i będzie znakiem sprzeciwu nie tylko względem świata zewnętrznego, co jest oczywiste, ale nawet w najbardziej chrześcijańskim świecie. Podobnie jak św. Atanazy w sporze z herezją ariańską, która opanowała prawie cały ówczesny świat chrześcijański, łącznie z episkopatami. Sedno jednak w tym – by podobnie jak w przypadku inwestowania i biznesu – oprzeć się na solidnym fundamencie, tylko wtedy kontrarianizm nie jest oślim uporem.

W przypadku religii takim fundamentem jest Magisterium, a w przypadku biznesu? Jakie są Wasze sposoby i metody na zachowanie trzeźwości osądu? 🙂

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily