Ileż to razy słyszałem w rozmowie, kazaniu, albo podpatrzyłem w internetowej dyskusji (w których zgodnie z wpisem pt. Nie śpię, bo ktoś w internecie nie ma racji, staram się unikać), że przykład bogatego młodzieńca to przestroga dla tych, którzy są przedsiębiorcami. Przestroga przed tym, by pewnego dnia nie przegapić okazji, by sprzedać wszystko co się ma. Czy aby na pewno?
Źródło
Najpierw przyjrzyjmy się wspomnianej przypowieści:
16 A oto zbliżył się do Niego pewien człowiek i zapytał: «Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?» 17 Odpowiedział mu: «Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest Dobry. A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania». 18 Zapytał Go: «Które?» Jezus odpowiedział: «Oto te: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, 19 czcij ojca i matkę oraz miłuj swego bliźniego, jak siebie samego!» 20 Odrzekł Mu młodzieniec: «Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi jeszcze brakuje?» 21 Jezus mu odpowiedział: «Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» 22 Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.
Mt, 19, 16-22
Najpopularniejsza interpretacja
Najczęściej samozwańczy papieże własnych wspólnot, oaz oraz parafii stwierdzają – choć boją się tego powiedzieć wprost – że wynika z owej przypowieści bezwzględny nakaz sprzedania wszystkiego co się ma i że jest to warunek świętości. Takie stanowisko pogrzebano już dawno, ze św. Pawłem na czele, który wystąpił przeciwko kwietystom (ja to poruszyłem z innej strony we wpisie pt. Może kiedyś wreszcie przestanie być miło…). Niby to wiadomo i niby wiadomo, że ideał ubóstwa przynależy do stanu duchownego, gdzie w niektórych jego formach jest ono uroczyście ślubowane, natomiast reszty wiernych dotyczy w formie oderwania od ziemskich przywiązań, natomiast dla wielu wciąż jest źródłem zgrzytu i dysonansu poznawczego. By daleko nie szukać, wiadomość na czacie facebooka sprzed paru godzin, od Jakuba:
Macieju, mam dysonans, może mógłbyś wyrazić swoją opinię na ten temat na swoim Gnyszko-blogu. Chodzi o ubóstwo. Na Drodze Odważnych jest mu poświęcony cały tydzień i wszystko jest w duchu, że świat materialny jest be, trzeba uprawiać u-Bóstwo duchowe i materialne i im ubożej tym lepiej. Upraszczam, bo padają zdania, że samo ubóstwo nie jest gwarancją itp. Z drugiej strony (mojej drugiej strony) jest Piotr Michalak, który mówi, że bogacenie się jest obowiązkiem katolika (oczywiście nie samo dla siebie) i że bez Wiary Nadziei i Miłości (także dla tego co się robi), żadem biznes się powiedzie (tek katolicki). Mam wrażenie, że w tym temacie panuje kompletny chaos. Może warto temat odświeżyć?
Na razie nie pastwmy się nad interpretacją, tylko przedstawmy konkurencyjną.
Rekolekcje
Jak być może wiecie, lubię jeździć na rekolekcje do Dworku. To właśnie tam doznałem olśnienia dzięki rekolekcjoniście, który zwrócił uwagę na jeden drobny fakt, który zwykle ludzie pomijają, a który diametralnie zmienia postać rzeczy i sprawia, że klocki układają się z powrotem. Pan Jezus do młodzieńca mówi na końcu Potem przyjdź i chodź za mną! Kojarzycie tę formułę? Pada w Nowym Testamencie parę razy i… zawsze pada w kontekście osobistego powoływania apostołów przez Pana Jezusa. Zawsze.
Jaki model doskonałości przewidział dla młodzieńca Pan Jezus? Powołał go do stanu kapłańskiego! Powołał go do bycia apostołem i do osiągnięcia doskonałości przynależnej temu stanowi (na marginesie – kto w dzisiejszym mętliku pamięta o nauczaniu Kościoła o różnych stanach i obowiązkach stanu z nimi związanych?).
Wnioski
Tak, młodzieniec odszedł dlatego, że chciwość i nieuporządkowane przywiązanie do własnych dóbr zaprowadziły go do wyrzeczenia się własnego powołania. Sęk jednak w tym, że nie jest to powołanie uniwersalne. Nie każdego powoływał Pan Jezus do bycia apostołem, tak jak i dziś nie każdy jest powołany do bycia eremitą, tylko musi realizować inny ideał własnego życia – choć każdy z nich ostatecznie ma kończyć się świętością.
Wróćmy na moment do pytania Jakuba. Ubóstwo i tak jest ważne. Wewnętrzne ubóstwo, to stan w którym nie ma dla Ciebie znaczenia, czy dobra, które aktualnie przechodzą przez Twoje ręce będą przechodziły w przyszłości, czy nie. To stan, w którym umiesz podpisać się pod słowami:
(…) nie moja, lecz Twoja Wola niechaj się stanie.
W tym momencie zawsze przypomina mi się fragment z Dzienniczka s. Faustyny. Pan Jezus poprosił Faustynę o jakąś rzecz, bodajże o namalowanie obrazu, albo spisanie którejś z modlitw. Nie pamiętam. Miała jednak – jak wszystko – skonsultować to ze spowiednikiem. Ten jednak zabronił wykonania polecenia samego Pana Jezusa. Faustyna miała dylemat – być posłuszną objawieniu, czy spowiednikowi? Wybrała to drugie, nie przywiązując się do wizji nadprzyrodzonej. Pan Jezus w kolejnym widzeniu ją pochwalił, mówiąc że to dobrze, że zachowała pokorę i posłuszeństwo nawet w takiej sytuacji i nie przywiązała się do swoich własnych opinii, tylko poddała je pod osąd ks. Sopoćki. Przy kolejnej spowiedzi – nie wiedzący o niczym – ks. Sopoćko wydał pozwolenie do działania.
Dokładnie tak jest z człowiekiem wewnętrznie ubogim. Nawet mając dużo ma świadomość, że jest niczym wobec Boga i że jak nagi przyszedł na świat, tak nagi z niego zejdzie.
P.S. A Droga Odważnych jest OK 😎