Przechodzenie na „Ty”, czyli tak zwane swojskie tykanie, to czasem zabawny proces. Bycie na „Pan” też potrafi być zabawne. Dziś radzę Wam, jak to robić, oraz opowiadam śmieszną anegdotę. Ja piszę, Wy się śmiejecie. Dobra?
Historia Grzegorza
Grzegorza spotkałem przy okazji kawy akcjonariuszowskiej. Kupił akurat ten pakiet akcji, który nagradzaliśmy poza kilkoma bonusami właśnie spotkaniem kawowym ze mną. To było bardzo miłe spotkanie. Spotkali się na nim Pan Grzegorz i Pan Maciej. Ponad rok obaj Panowie się zaznajamiali bliżej, Pan Grzegorz został dodatkowo Członkiem Towarzystw Biznesowych. Gdy w kwietniu zeszłego roku Pan Grzegorz przyjechał do Warszawy na konferencję Żyj w Obfitości (w której również powinniście wziąć udział w tym roku), a Pan Maciej odwoził go pod Warszawę, w swoje okolice do znajomych, u których spał, obaj Panowie, przy blasku księżyca i w romantycznych okolicznościach przyrody, przeszli na Ty.
Jakiś czas później Grzesiu z Maciurkiem sączyli leniwie espresso i analizowali cały proces. Grzesiu — który ten dramatyczny krok zaproponował — nie proponował go przez cały rok ze względu na to, że Maciurka uznał za osobę znaczniejszą, postawioną wyżej w drabinie społecznej. Z kolei ów Prezes Maciuś wyszedł z założenia, że nie wypada mu proponować przejścia na Ty pierwszemu ze względu na to, iż Grzesiu jest starszy. Nie jakoś bardzo, ale jednak.
Wyszliśmy z klinczu chyba jakimś cudem 😀
Kiedy na Ty?
Kiedy brać się za tykanie? Moje zasady, które szerzej wyłożyłem w Dlaczego networking nie działa…, wyglądają tak:
- Mężczyzna nie proponuje kobiecie, chyba że ta mogłaby być jego wnuczką albo uczennicą.
- Mężczyzna proponuje mężczyźnie, chyba że ten drugi jest znaczniejszy albo wyraźnie starszy.
- Kobieta proponuje kobiecie, chyba że ta druga jest znaczniejsza albo wyraźnie starsza.
- Kobieta proponuje mężczyźnie prawie zawsze, za wyjątkiem sytuacji, gdy jegomość mógłby być jej dziadkiem albo wykładowcą.
Jako że zwykle jestem od każdego młodszy, a reszta populacji to kobiety — ja nie proponuję prawie nigdy 🙂 Pewnie jeszcze parę lat moje życie będzie łatwe w tym zakresie. Potem zacznę robić się podstarzałym prykiem, moje oblicze zacznie przypominać twarz Tuhaj-beja i… za jakiś czas znów będzie łatwo, bo to ja każdemu będę proponował przechodzenie na „Ty”.
Chyba, że po drodze umrę, wtedy sytuacja już w ogóle się wyjaśni.
A może przejdziemy na Pan?
Z dość ciekawym pomysłem wystąpił Marek Bernaciak, założyciel AMB Technic i zarazem pierwszy w historii Członek Towarzystw Biznesowych. W jednym ze swoich wpisów na blogu marekbernaciak.pl opowiedział o swoim zwyczaju przechodzenia z niektórymi na „Pan”, szczególnie z młodymi ludźmi, którym chce tym samym pokazać powagę traktowania — to już nie Jaś, tylko Pan Jan. Pan, przecież to dumnie brzmi! I ja również uważam, że bycie z kimś długo na Pan, wcale nie musi być krępujące. To może być nobilitujące 🙂 A jak jest u Was?