Jak być może wiecie, jako że mam dużo planów i mało czasu, lubię szukać sposobów na to, by być bardziej efektywnym. Pisałem o nich w tekście pt. Za co podziękował mi Marcin. Od tego czasu jednak coś się zmieniło. O tym będzie ten krótki, ale istotny wpis.
GTD, Covey i Pomodoro
Przypomnę, że podstawą polecanego przeze mnie systemu panowania nad własnym czasem i planami jego wykorzystania są trzy książki. Covey, Allen i Cirillo – to trzy nazwiska, które musisz poznać, by efektywnie zarządzać zadaniami. I musisz je poznać w tej właśnie kolejności, zaczynając od 7 nawyków skutecznego działania tego pierwszego, które najtaniej znajdziesz tutaj:
Narzędzie nie jest celem!
W Mariuszu Boberze, świetnym menedżerze, bohaterze jednego z odcinków Gnyszka Wyciska (który zresztą gorąco polecam):
podoba mi się to, że jak ognia unika manii narzędzi. Co to za mania? To mania, na którą cierpi wielu przedsiebiorców, którzy wciąż są bardziej specjalistami, niż menedżerami, a już na pewno nie przedsiębiorcami w typologii proponowanej przez Gerbera w słynnym Micie przedsiębiorczości, który właśnie czytam. Wciąż są oni na tropie najlepszej apki do zarządzania zadaniami, najlepszego w świecie CRM-a, najlepszego… wszystkiego najlepszego z takim podejściem do życia życzę 😉 Zawsze mawiam, że mój Tata wciąż zarządza firmą i finansami w zeszycie formatu szkolnego i robi to dobrze. Bo nie narzędzie końcowe jest ważne, ale filozofia działania, która jeśli jest dobra – sprawi, że przez długi czas kartka papieru i długopis będą wystarczające.
Ależ każdy potrzebuje narzędzi, Panie Gnyszko!
Jak długo można bez apki?
Ja też przez bardzo długi czas obywałem się bez narzędzi online. Podstawą mojego systemu była kartka papieru i skrzynka maili. Jednak z biegiem czasu, lawinowym wzrostem liczby zadań, także tych do zdelegowania i z dramatycznym wzrostem mojej mobilności i kontekstów, w których działam, czasem nie mając przy sobie odpowiedniej karteczki… musiałem zdecydować się jednak na jakieś narzędzie, które miałbym stale przy sobie, nie musząc bać się, że karteczka z ważnymi notatkami właśnie poszła do pralki, albo że to co wrzuciłem właśnie do kominka, to nie nieistotny paragon, ale coś znacznie ważniejszego.
Tak powróciła myśl o rozwiązaniu online.
Pamiętałem nieudane próby z Asaną, pamiętałem nieudane z Wunderlistem… postawiłem na ToDoist. Nasza przygoda potrwała parę miesięcy i zakończyła się usunięciem aplikacji z telefonu i samego konta z systemu, a przejściem pod skrzydła… Nozbe, o którym zresztą usłyszałem przed laty!
Michał
Gdy uznałem, że ToDoist nie jest dla mnie, bo jakiś taki… no nie wiem jaki. Toporny. Czerwony. Sztywny. No nie mój po prostu. Wtedy sobie przypomniałem o Michale Śliwińskim. Po raz pierwszy usłyszałem o nim jeszcze w Monachium, na studiach, gdzie wieczorami rozwijałem się przed komputerem, czytając między innymi bloga Produktywnie.pl. To tam po raz pierwszy spojrzałem w oczy Napoleona produktywności 😉 Zróbcie to teraz Wy:
My name is Sliwinski. Michael Sliwinski!
W zasadzie to powinienem pisać o Majkelu Sliwinskim, bo Michał bardziej znany jest za granicą. Od czasu, gdy Nozbe było raczkującym startupem, a Michał dopiero budował świadomość świata na swój temat minęło mnóstwo czasu. Ja zdążyłem skończyć studia, ożenić się i zrobić parę rzeczy, a Michał z kolei zdążył przeprowadzić się do Hiszpanii, stać się powszechnie znanym Michaelem… i w ogóle 🙂
Jednak jak zwykle w takich sytuacjach, okazało się, że networking jednak działa i nie dość, że mamy wspólnych bliskich znajomych, to jeszcze nie ma żadnego problemu, by spotkać się obiadową porą w mojej ulubionej gdyńskiej restauracji, by trochę pokminić. I to kminienie przypieczętowało mój transfer do Nozbe oraz niespodziankę dla Was.
Dlaczego Nozbe?
Powody odejścia z ToDoista jak widzicie nie były jakieś bardzo konkretne. Przeciwnie – bardzo niekonkretne, ulotne, efemeryczne. W zasadzie, to bym się wkurzył, będąc założycielem tej aplikacji, że taki Gnyszka bez podania konkretnych powodów na mnie narzeka. No, ale właśnie… nikt się do mnie nie zgłosił. A Nozbe nieustannie się do mnie w bardzo spersonalizowany sposób zgłasza. Ale po kolei. Powodów, że wybrałem Nozbe jest parę:
- pełna zgodność z Getting Things Done Davida Allena,
- ładny design kart, list zadań, etc.,
- możliwość współdzielenia list zadań w zespole,
- polskość tej aplikacji,
- spersonalizowane podejście do klienta,
- błyskawiczny support,
- no i Michał.
Tak. To ostatnie też jest ważne. Założycieli konkurencyjnych aplikacji nie znam. A oni za bardzo nie chcą mnie poznać, nawet przy pomocy autorespondera. Nic o nich nie wiem i nie wiem, czy chcę, żeby moje pieniądze nabijały ich kieszenie. Michała znam, wiem jak wspaniałym jest człowiekiem. I chcę nabijać jego kieszenie pieniędzmi!
Też tak macie, że lubicie swoimi decyzjami ekonomicznymi wspierać ludzi, których lubicie?
Jak Wy możecie na tym skorzystać?
Napisałem wcześniej, że Michał przygotował niespodziankę. Muszę przyznać, że jest ona bardzo miła. Poza tym, że – jak wszyscy – moi Czytelnicy, członkowie Towarzystw Biznesowych, nasi sympatycy, po prostu nasze środowisko – mamy tam darmowy okres próbny, to jeszcze… Członkowie TB dostają od Michała 3 miesiące gratis! 25% roku mamy w Nozbe za friko. To miłe, że Michał uznał, że warto wesprzeć naszą produktywność.
Jak z tej propozycji skorzystać? Wystarczy zarejestrować się ze specjalnego linku, który trzeba ode mnie dostać mailem. Nie wpisujecie żadnego kodu, nic innego nie robicie. Wystarczy tylko dokonać rejestracji poprzez unikalny link 🙂
Dajcie znać, jak Wam się podoba Nozbe. Zróbmy z tej aplikacji polski sukces na miarę Amazona.