Każdy, kto śledzi moje poczynania w mediach społecznościowych na pewno zauważył, że często opowiadam o różnych firmach, zachwalam ich produkty, czy też celebruję z nimi kontakt. Jedni myślą, że to wszystko moje firmy, inni że jestem resellerem każdej i ciągnę zylion procent prowizji ze sprzedaży… Obie te grupy mylą się mniej więcej tak, jak ten nieszczęśnik, który sprawdzał, czy ma paliwo w kanistrze przyświecając sobie zapalniczką. Rację mają ci trzeci, do których sam się zaliczam.

Moje firmy

Ustalmy teraz, które firmy mogę uważać za „swoje” i Wy też powinniście. Przede wszystkim trzy pierwsze: Gnyszka Fundraising Advisors, Towarzystwa Biznesowe SAPracownię Synergii Sp. z o.o. Wymieniłem je w kolejności historycznej, jak powstawały.

GFA to pierwsza i wciąż jedyna agencja fundraisingowa w Polsce, która pomaga organizacjom pozarządowym (czyli fundacjom, stowarzyszeniom, zakonom, parafiom, etc.) tworzyć wokół siebie krąg przyjaciół, którzy podzielają ich misję na tyle, by ją finansować.

Towarzystwa z kolei (TB), to jedyna w swoim rodzaju sieć klubów networkingowych dla konserwatywnych przedsiębiorców, która za cel stawia sobie zasiedlenie list najbogatszych ludzi wszystkich krajów przedsiębiorcami, dla których wartości katolickie, albo prawo naturalne są ważnymi drogowskazami.

Wreszcie Pracownia Synergii Sp. z o.o., to też podmiot jedyny w swoim rodzaju, bo jest to concierge dla biznesu. Ta spółka pomaga właścicielom i zarządzającym średnimi oraz dużymi firmami ogarniać wyzwania, które wymykają się klasyfikacji, albo w których wybór dostawcy jest na tyle ryzykowny, że warto powierzyć go komuś, kto ma dobry wgląd w rynek i najdziwniejsze jego segmenty.

To są moje firmy, a więc firmy, które wymyśliłem, współtworzę i jestem ich bezpośrednim właścicielem, albo współwłaścicielem. Cała reszta firm nie jest moja, choć je czasem współtworzę. Te firmy należą zazwyczaj do wcześniej wymienionych. Co więcej – wyżej wymienione niebawem również się skrzyżują 🙂

I tak, Marie Zelie SA jest w niedużym procencie własnością zarówno Towarzystw Biznesowych SA, jak i Pracowni Synergii Sp. z o.o. Exchord SA, czyli turboinnowator na rynku walutowym, to w malutkim procencie dziecko Towarzystw Biznesowych SA, a na rynku kawowym Kawiarz SA aż w 25% należy do Towarzystw (od dziś). W zasadzie już w przyszłym tygodniu ta lista się wydłuży, bo Pracownia Synergii Sp. z o.o. dochowa się nowego dziecięcia w nowej branży, w horyzoncie kilku tygodni Towarzystwa będą mieszały na rynku hotelarskim i kawowym, a później obie wspomniane wcześniej spółki pochylą się nad branżą eventową… Tak, czy inaczej – raczej będę informował gdzie się pojawiamy, a gdzie tylko sympatyzujemy 🙂

Prowizja? Brrrrrrrrrrr

O ile pochlebia mi to, że ktoś myśli, że jestem właścicielem wielu firm, które mnie samemu imponują i nawet marzę o tym, by mieć choć cząstkę udziału, o tyle sugerowanie, że Gnyszka polecając coś czerpie z tego prowizję (poza oczywistościami z platform afiliacyjnych, z których korzystałem zanim to było modne) budzi we mnie lwa, albo przynajmniej orangutana, któremu ktoś zajumał kiść bananów.

Istotą networkingu w moim wydaniu jest bezinteresowność i szczera chęć pomocy. Wylałem już na ten temat morze atramentu, którego brzegi wyznacza okładka książki Dlaczego networking nie działa…. I tam bardzo wyraźnie mówię o tym jak bardzo żenującym narzędziem potrafi być prowizja (potrafi, a nie jest – zwracam na to uwagę). Najczęściej, gdy ktoś proponuje mi za coś prowizję, ofertę po prostu odrzucam, bo stawia mnie w roli akwizytora.

Stoję na stanowisku, że nie da sie zbudować biznesu na czerpaniu prowizji, od czyichś zleceń. Najczęściej zdobycie zwyczajowych 10% prowizji zajmuje nie mniej czasu, niż zgarnięcie 100% prowizji ze sprzedaży własnych produktów, albo usług. Czyż nie? Dlatego liczę bardziej na to, że jeśli komuś bezinteresownie pomagam, będzie kiedyś skłonny mnie samemu pomagać – czy to z zachętą, czy bez. I dopuszczam myśl, że mogę się mylić i wcale mnie to nie peszy 🙂

Dlatego, gdy słyszę jak ktoś sugeruje, że czerpię prowizję z promowania przyjaciół, których sukcesem cieszę się i upajam, to strzela mnie to, co Ślązacy określają mianem ciula. Mniej więcej to miałem na myśli nagrywając któryś z odcinków Networkingowego poradnika TB:

Kiedy zdarza mi się umówić na prowizję? Rzadko. Najczęściej wtedy, gdy kogoś nie stać na moje usługi, sam chcę mu pomóc z sympatii, albo litości, a sam z siebie raczej na bank nie będzie miał mi jak pomóc. Z definicji taka sytuacja zdarza się rzadko, bo w miażdżącej części przypadków ludzie nawet z bardzo różnych rynków potrafią sobie pomóc.

Pasja i współczucie

Można powiedzieć, że mam pasję do pomagania ludziom w rozwoju ich firm. Satysfakcja, którą czerpię z informacji, że w wyniku tego, że miałem pomysł na to, kogo z kim zapoznać zaowocował nowymi zleceniami, albo wręcz nowym podmiotem – tę radość i satysfakcję można porównać chyba tylko do największych satysfakcji w życiu. Do triumfu piłkarza, który wsadził kolejnego gola do bramki przeciwników, rodziców, którzy mimo trudności poczęli dziecko, albo pisarza, który po latach dostaje Nobla. Od tego można się uzależnić.

Jednak podobnie jest ze współczuciem, o którym pisałem we wpisie pt. O współczuciu w biznesie. Mam nie tylko pasję do pomagania, ale czasem pokłady współczucia, które motywują mnie do tego, by wspierać czyjś rozwój. Oba źródła działania są dobre.

Kiedy przestanę łączyć ludzi

Czy kiedyś przestanę łączyć ze sobą ludzi? Tak, jeśli okaże się, że znam już tylko cyników, złych ludzi i dostawców badziewnych usług – wówczas nie będę miał powodów, by pomagać komukolwiek 🙂 Wątpię jednak, by do tego doszło, bo tendencja jak na razie jest odwrotna.

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily