Jak być może wiecie, poród to bardzo strasznie straszna sprawa, z której wychodzi się żywym jedynie cudem oraz fartem. No więc ja Wam powiem, że jest wręcz przeciwnie i dzięki temu – jeśli się ze mną nie zgodzicie i nie umiecie dyskutować – zyskacie ostateczny dowód na to, że jestem bucem wydętym niczym wieczko spleśniałego kefiru i nie warto ze mną, męskim supremacjonistą gadać. Będziecie mieli tyle racji ile ma w sobie piwa puszka Mocnego Fulla, ale nic to – ważne jest Wasze samopoczucie 🙂

Disclaimer, czyli czego nie uważam

Zacznijmy od zdefiniowania tego, czego na pewno nie mam na myśli. Czynię to na użytek tych P.T. Czytelników, którym w momencie wzburzenia wynikłego z poznania odmiennego zdania o rzeczywistości cała krew z mózgu odpływa w okolice bliżej nie znane i zaczynają reagować odruchowo, zamiast z namysłem. Otóż, nie uważam, że poród to kaszka z mleczkiem – więcej, uważam, że sam mógłbym nie dać rady nikogo urodzić (nie mówiąc już o takich pokurczach jak kamienie nerkowe, wątrobowe, czy inne wymoczki). Nie uważam także, że baby som gupie, a facety mondre. Nie twierdzę również, że kobiety powinny tylko rodzić. Nie twierdzę, że powinny siedzieć w kuchni. Nie Nie mam na drugie imię Janusz, a na drugie nazwisko Korwin-Mikke. Nie potrafię także grać w brydża. Nie utrzymuję również, że każdy poród jest łatwy, nie ma komplikacji anatomicznych, związanych z pępowiną, niską krzepliwością krwi, etc. Jeśli więc jesteś zawodowym szukaczem dziury w całym, to idź pognieść folię bąbelkową szydełkiem, bo wszystko co tu wymyślisz – zbędę ziewaniem. Zieeew…

Dlaczego porody nie są ciężkie?

Porody nie są czymś szczególnym, bo od tysięcy lat ludzie i zwierzęta się rodzą w ogromnej liczbie. Mało kto z tego powodu ma jakieś gigantyczne nieprzyjemności i jest to generalnie stały fragment gry – podobnie jak wiele innych wydarzeń w życiu człowieka.

Dlaczego porody są ciężkie?

Nieszczęściem dzisiejszych czasów jest to, że dla wielu ludzi poród to jedynie mrożąca krew w żyłach opowieść znajomych, albo własnych rodziców, albo co najwyżej – pojedyncze, traumatyczne doświadczenie. To – niczym samospełniająca się przepowiednia – powód, dla którego jest coraz gorzej. Oczywiście moim, gnyszkowskim zdaniem 🙂

Strach

Większość kobiet, które widziałem na porodówkach, jest przestraszona i to – z tego co się zorientowałem – trochę bez względu na to, czy to pierwszy, czy drugi poród. O dalszych liczbach nie mówię, bo to rzadkość. Dlaczego? No, to zastanówcie się jakie sami macie wyobrażenie o porodzie. Moim zdaniem w kulturze popularnej mamy dwa główne źródła: telewizja i opowieści mam oraz babć. Telewizja, a większość produkcji jest z USA, przedstawia obraz porodu jako samej fazy partej (zwykle ostatnie kilka minut porodu), co w zestawieniu z opowieściami o wielogodzinnych porodach autorstwa matek i babć tworzy karykaturę. Bo ile można przeć, drzeć się i głęboko oddychać jak spocone amerykańskie aktorki, wspierane przez pierdołowatych mężów, którzy albo mdleją, albo rzygają? No, ośmiu, albo dwunastu godzin to ja sobie nie wyobrażam i
nie tylko ja, ale po prostu nikt. I bardzo dobrze, bo to jest obraz jak z Monty Pythona.

Z takim nastawieniem nie ma się co dziwić, że wiele niewiast już na wejściu prosi o cięcie cesarskie (nie mając bladego pojęcia o negatywnych aspektach tego pomysłu), albo znieczulenie (tutaj nie ma co polemizować, ale trzeba też wiedzieć, że poród ze znieczuleniem trwa dłużej, bo i o parcie ciężej). Innymi słowy – jak można zrobić Blitzkrieg armią, która wywiesiła białe flagi zanim weszła na pole? No, nie można. Będzie trauma jak nic.

Lekarze

Problem pogłębiają jeszcze lekarze, którzy w dużej części (oczywiście nie mam na myśli naszego ukochanego szpitala, który cenię i pisałem już o tym na tym blogu), zakładają, że nie ma co dyskutować z rozemocjowanymi pacjentkami, tylko iść po linii najmniejszego oporu i niemal w standardzie oferować cesarkę, bo przecież w dzisiejszych czasach – Panie – kto tam będzie rodził więcej niż jedno, dwoje dzieci. To ma też oczywiście związek ze specyficzną skłonnością do owczego pędu, jaką wykazują się dzisiejszy akademicy i intelektualiści, a którą orałem niczym Krul Janusz przysłowiowego lewaka w tekście pt. Co ma wspólnego piramida finansowa z cukrem i filozofią nauki.

Jak to było u nas?

Ha, tego to ja Wam nie powiem, bo porody Oleńki, to nasza słodka tajemnica (choć akurat dostaliśmy propozycję wystąpienia w jakimś programie telewizyjnym, który polega na tym, że jacyś obcy goście z kamerami i jakaś babka z mikrofonem zaoferowali się, że sfilmują i wyświetlą w telewizorze jak moja Żona rodzi – z radością łowcy owocówek spuściłem jaśniepaństwo z telewizora na szczaw i mirabelki). Ale zawrę to w trzech punktach podsumowania:

  • w dniu narodzin Maksia, Oleńka stwierdziła, że było tak super, że w sumie to mogłaby rodzić co tydzień,
  • po narodzinach Antosia, że nie sądziła, że jest w stanie tak głośno się wydrzeć. Swoją drogą ja też nie sądziłem, że mam w domu taką śpiewaczkę operową,
  • tydzień po narodzinach Marysi – że w sumie, to przydałaby nam się kolejna córcia…

Jak to robimy

A teraz to się uczta! Nic specjalnego nie robimy. Oleńka po prostu uwierzyła mi, że poród to w skali ludzkości dośc rutynowe wydarzenie i nie ma co przesadzać. Dzięki temu podeszła do tematu na względnym ludzie. No dobrze, nie byłem jedyny i pewnie gdybym był, to nie osiągnęlibyśmy takiego efektu 😉 Dodatkowo, znalazła sobie na allegro jakieś płyty z miłą muzyczką i uspokajającym głosem lektorki, która smętnie nawija i pozwala dzięki temu wyobrazić sobie to wydarzenie, jako długo wyczekiwane spotkanie ze swoim dzidziulkiem. Pominę milczeniem fakt, że zwykle po kwadransie zasypiała i musiałem wyplątywać słuchawki z uszu i spod poduszki, robiąc postępy w fachu, który saperzy opanowali do perfekcji (a przynajmniej ci, którzy wszystkie swoje bomby porozbrajali). Czy muszę jeszcze dodawać rolę modlitwy?

Poza tym, oczywiście mąż (ja -czyli) pamiętał ze szkoły rodzenia różne rodzaje masażu i zawsze był chętny do pomocy, w czasie skurczu, jak i po nim. Oparcie w mężu w trakcie porodu to kluczowy temat, więc nawet nie próbujcie mili Panowie udawać miękkich fajurek i legitymować się stereotypem z amerykańskiego filmu. Poczujcie się raczej jak sarmata, który zbrojnie pomoże swej niewieście w tej potrzebie. Do Waszych obowiązków należy zruganie niedelikatnej obsługi, wścibskiej sprzątaczki, która w trakcie porodu wymyśliła wymianę kosza, albo weźcie na siebie zgłoszenie szpitalnej obsłudze, że serwowanie twarożka osobie uczulonej na mleko, to żart rodem ze Studia Yayo.

Co jest ważne

Ważne jest pozytywne podejście. To byłem ja – kołcz Maciej.
Poza tym, weźcie się dobrze zainspirujcie, na przykład moim ebookiem pt. 109 powodow, dla których warto mieć dzieci. Poczytajcie, pośmiejecie się w trakcie… i nie bójcie się porodu. Szkoda życia na przeżywanie cudzych strachów.

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily