Dawno, dawno temu, gdy istniały wypożyczalnie wideo, a ja miałem niewiele lat, a na dodatek spędzałem cały dzień, albo dwa z Tatą (nie mam pojęcia co robiła wtedy Mama, bo to raczej rzadkie zjawisko, by Jej nie było)… do takiego przybytku wraz z Tatą zbłądziłem. I z filmu, który wypożyczyliśmy, wziął się tytuł tego wpisu, który jest z kolei o czymś zupełnie innym. Jak nic, musisz kliknąć tytuł i przeczytać.
Film
Pamiętam, że jadłem na śniadanie pasztetową (uroki bycia pod opieką Taty chyba wszędzie na świecie są podobne) i mocno prosiłem Tatę, by wypożyczył mi właśnie ten film, a nie inny. Kierowały mną na pewno przesłanki związane z oceną okładki, albo inne równie istotne – bo byłem jeszcze w podstawówce. No nic. Śniadanie ugrzęzło mi w przełyku, gdy w jednej z pierwszych scen – a był to film z Arnoldem Schwarzeneggerem (być może to on mi zaimponował) – kilku bandziorów robi wjazd na chatę pewnemu poczciwemu człowiekowi, po szamotaninie sadza naprzeciwko lustra przykładając do potylicy lufę pistoletu i ze słowami:
Nie martw się. Dzieci lubią ojców bohaterów
dokonują egzekucji, w wyniku której nie tylko tłucze się lustro, ale i podłoga spływa krwią. Od tego momentu jestem zwolennikiem cenzury. Przynajmniej w zakresie treści, do których samodzielny dostęp mają dzieci 😉
O co chodzi?
W zasadzie chodziło mi tylko o te cytat, więc nic więcej na temat filmów już nie będzie w tym wpisie. Schwarzeneggera już tu nie uświadczysz.
Żona wymaga
Ojciec bohater – o tę postać mi chodzi. Tej postaci dziś mi brakuje. Jaką postać widzę w zamian? Ojca winowajcę, który za dużo pracuje, a przecież powinien poświęcać czas rodzinie. Wszystko się zgadza – powinien.
Jednak to nie jedyna rzecz, którą powinien. Powinien również poświęcać czas żonie (osobno od dzieci), rodzinnym samochodom, naprawie popsutych rzeczy, zapewnieniem bytu, bezpieczeństwa, etc. I jako od mężczyzny – można od niego tego wymagać na sztywno.
Żeby nie przedłużać, powiem wprost. Powszechne gadanie o kryzysie męskości, o systemowej przemocy symbolicznej wobec kobiet i Bóg wie jeszcze czym, powoduje, że między żoną a mężem rodzi się cicha walka klas. Walka, która być może zastąpiła jej starą wersję; walka, której objawem później jest to, że żona coraz więcej wymaga, a mąż ma jedynie dowozić. Widzę to po wielu zgoła niemarksistowskich małżeństwach, a wręcz przeciwnie – nawet i katolickich, gdzie rodzina jest istotną wartością. I owo wymaganie jest słuszne, ale atmosfera powoduje, że to raczej wymaganie żony wobec męża, a nie małżeństwa wobec samego siebie.
Czy to jest jasne?
Nie wiem, czy różnica, którą tu sugeruję jest zrozumiała. Obserwuję, że małżeństwo – z pewnego nowego, osobnego bytu złożonego z małżonków i Boga, któremu (i sobie samym) przysięgają, staje się raczej związkiem dwojga ludzi o sprzecznych interesach. Żony, która dba o ognisko domowe i męża, który z definicji dba bardziej o pracę. A wobec tego, że rodzina jest ważniejsza, to tworzy nam się matriarchat, zamiast zgodnego pożycia.
Dzieci lubią ojców bohaterów
Jak moim zdaniem powinno być? Bardzo prosto. Małżeństwo i rodzina, to wspólne dzieło. I pierwszą, fundamentalną decyzją jest to, czy tworzymy rodzinę, czy ród (pisałem o tym we wpisie pt. Dlaczego nie warto zakładać rodziny). Drugą decyzją jest ta, dotycząca podziału podstawowych obowiązków między członków rodziny (uwaga – rodziny, a nie małżeństwa, bo dzieci to również członkowie rodziny). Jeśli rodzice dzielą się robotą nad nim tak, że jedno tworzy firmę, która ma rodzinę utrzymać, to jest to wspólna decyzja i ten cel jest jedynie pod opieką ojca, a nie jego prywatnym celem, z którego rodzina go rozlicza. Dla kogo bowiem to robi? Oczywiście, że dla rodziny i w jej imieniu, dlatego ma prawo oczekiwać zaangażowania żony i dzieci w firmę, a nie stawiania jedynie wymagań. Powinien być dla dzieci bohaterem, którego wszyscy wspierają w tym, by to wspólne przedsięwzięcie, jaką jest firma – wypaliło jak najlepiej. Gdy wraca do domu, powinien wracać jak bohater z powstania styczniowego, a nie jak syn marnotrawny, który obiecał być godzinę wcześniej i nikt nie zamierza się pochylać nad przyczynami zmiany.
Ze swojego dzieciństwa, a więc z okresu, gdy Tata budował firmę, pamiętam te powroty. I rzeczywiście czekałem na Tatę jak na bohatera i zawsze byłem ciekaw tego, co dziś wydarzyło się w pracy.
Rodzina – zespół
Problem, który obserwuję prawie wszędzie, to zmiana roli dzieci z dzieci swoich rodziców i kolejnego pokolenia rodu, w podopiecznych, interesariuszy, czy cokolwiek jeszcze innego, którym należy zapewnić odpowiednie świadczenia, bez ani grama wymagań. Role rodziców już omówiłem. Na końcu cierpi małżeństwo, które wpychane jest w neomarksistowską walkę klas, która w wydaniu katolickim przybiera postać dobroludzizmu wymieszanego z kwietyzmem, które każą żonie robić z ojca winowajcę, a temuż ojcu ciągle czuć wyrzuty sumienia ze względu na to, że ma poczucie, iż powinno być inaczej i w sumie, to praca – zamiast być miejscem służenia szerszej społeczności niż rodzina, staje się przeklętym miejscem, które od zajmowania się rodziną odwodzi.
P.S.
Ja wiem, że to trochę bez ładu i składu, ale musicie mi wybaczyć, bo jadę pociągiem i myśli układają mi się w takt postukiwań kół o szyny. Sorewicz, jak to mawia moja koleżanka 😉