To było dobrych parę lat temu. Byłem na śniadaniu Towarzystwa Biznesowego Białostockiego, gdzie od czasu pojawiał się Bogdan. Tego akurat dnia, w swojej autoprezentacji Bogdan zapraszał do wzięcia udziału w prelekcji, którą miał poprowadzić na Politechnice Białostockiej w nadchodzącym tygodniu. Jedna z uczestniczek śniadania spytała w kuluarach w której sali odbędzie się prelekcja. Odpowiedź Bogdana była tyleż zaskakująca i śmieszna, co bardzo mądra.
Głowa to nie…
Bogdan zdziwił się nieco teatralnie, podrapał w głowę, pomyślał… i powiedział:
Nie wiem, w której sali. Ale w sumie – czy to ważne? Głowa to nie śmietnik, żeby pamiętać takie rzeczy. Na miejscu, w budynku, okaże się która to sala.
Głowa to nie śmietnik – zapadło mi to w pamięci bardzo dobrze i od tej pory cytowałem ten bonmot nie jeden raz.
No co Ty?
Pewnie powiecie, że zdurniałem, biorąc za dobrą monetę abnegację, brak ogarnięcia, a może nawet i arogację ze strony Bogdana. Przecież powinien był – chcąc skutecznie zaprosić gości na swoje wystąpienie – dostarczyć wszelkich możliwych informacji, by udział w tym wydarzeniu był w ogóle w ich zasięgu. Tak, oczywiście, to wszystko prawda. Każdy kto jednak zna urok bohatera tej opowieści, wie że wyżej wymienione negatywne cechy nie są jego udziałem. Bogdan ma po prostu swój styl, nie doszukujcie się tutaj niczego złego.
Głowa to nie śmietnik
Chcąc, nie chcąc – Bogdan bardzo trafnie wyłożył sedno tego, o czym na wiele sposobów piszą klasycy efektywnego zarządzania sobą w czasie. Jedną z głównych tez twórcy metody GTD, Davida Allena, jest właśnie to, by wyrzucić z głowy konieczność pamiętania tego na co, z kim i na kiedy się z kim umówiliśmy, albo co, gdzie i kiedy mamy zrobić – bo przy odpowiednio intensywnym życiu to przesadne poleganie na własnej pamięci i umyśle będzie źródłem komplikacji, opuszczeń, etc.
W zamian Allen rekomenduje stworzenie niezawodnego systemu obsługi strumienia pracy, którego sercem będzie niezawodne, jedno miejsce, gdzie poklasyfikowane zadania będą trafiały i skąd w dowolnej porze i przy dowolnym stanie umysłu, można je wydobyć. Za jego czasów był to system kuwet (skrzynek), teczek, etykiet, a w czasach powszechnej cyfryzacji są to wszelkiego typu aplikacje do zarządzania strumieniem pracy.
Repetitio matris studiorum est
Każdy, kto uważnie śledzi moje blogowe poczynania, na pewno zauważył, że na ten temat pisałem już co najmniej parę razy. Po raz pierwszy w tekście pt. Za co podziękował mi Marcin, który wciąż polecam każdemu, kto chciałby zapanować nad strumieniem pracy, który na niego spada. Drugi raz – we wpisie o tym, dlaczego wybrałem aplikację Nozbe właśnie do tego zadania. Teoretycznie zatem wszystko wiecie… ale to trochę jak z Dekalogiem. Niby wiemy jak się zachować, ale jak przychodzi co do czego, to i tak nie ma jak dobre rekolekcje raz na jakiś czas. No więc robię Wam małe przypomnienie.
Do tego muszę dodać jeszcze dwie małe rekomendacje w tym zakresie.
Po pierwsze – książka Michała Śliwińskiego, założyciela Nozbe. Napisał w zasadzie swoją, w pełni współczesną, a więc licującą z dzisiejszym scyfryzowanym światem wersję klasycznego dzieła Allena. Chodzi o czywiście o 10 kroków do maksymalnej produktywności„. Wielu mówi, że to nie tylko pozycja lepsza od pierwowzoru Allena, ale że spokojnie może go zastąpić 🙂 Niewykluczone nawet, że sam Allen tak twierdzi, bo zaprasza Michała regularnie na organizowane przez siebie doroczne wydarzenia na temat produktywności. Cóż, ja też uważam podobnie, czemu dałem wyraz w tej video recenzji:
Po drugie – Michał w ogóle jest genialnym człowiekiem i miałem przyjemność słuchać go na żywo na jednej z edycji naszej urodzinowej konferencji Żyj w Obfitości. Opowiada tam jak zorganizował Nozbe, czyli międzynarodową firmę, która… nie ma swojej siedziby 🙂 Gorąco Ci polecam to nagranie. Znajdziesz je poniżej: