Choć generalnie nie należy się zbytnio podniecać pogodą, o czym pisałem już w artykule pt. Dlaczego pogoda zawsze jest dobra?, to w takie deszczowe dni jak dziś (pada już prawie 12 godzin) rozkwitam niczym kwiat paproci 🙂 Uwielbiam taką pogodę, zdecydowanie jestem pluwiofilem… i dziś z tej miłości do deszcze poszedłem nawet pobiegać! I o tym Wam opowiem.
Moje przygody z bieganiem w deszczu
Dawno temu, gdy ludzie rzucali kamieniami w dinozaury, a więc latem 2007 roku, gdy szkoliłem się w Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia w Toruniu, przyszedł podobny dzień. Zaczęło lać w nocy, powywalało nawet studzienki w jednostce (na szczęście nie aż tak, by zamieniły się wraz z kiblami w fontanny, choć niewiele brakowało) i drugiego dżdżystego dnia o poranku, służba dyżurna ogłosiła pobudkę i zaprawę fizyczną w dość nietypowym stroju: góra – skóra, dół – spodenki.
Tak, tak, biegaliśmy poranne kilka kilometrów w ulewnym deszczu bez koszulek i w krótkich spodenkach 🙂 Było naprawdę super, połowa września, mnie się podobało, choć niektórzy potem wylądowali na izbie chorych. Cóż, życie.
Jak się przygotować do biegania w deszczu
Dziś jednak jestem ponad 10 lat starszy, siwieję, łysieję i w ogóle stoję nad grobem, więc w takim stroju dziś nie biegałem 😉 Na mój przyodziewek składały się:
- czapka z daszkiem, którą na zlecenie Donalda Trumpa uszył dla mnie pan Chińczyk i sprzedał przez AliExpress,
- koszulka termoaktywna od Surge Polonia (któż pamięta tę markę?),
- dwuczęściowy dresik Adidasa, który towarzyszy mi już jakieś 15 lat,
- rozklekotane newbalansy, którym poświęciłem ostatnio wpis na Instagramie:
Skąd czapka i po co? No cóż, ja mam delikatne zatoki, które nie lubią, gdy na zewnątrz jest chłodno, a ja się pocę. Wtedy lubi boleć mnie głowa. Nie przywykłem do noszenia przepasek, a na wełnianą czapkę jest raczej za wcześnie, więc wziąłem tę z daszkiem. Nie było idealnie, ale nie było też źle.
Jak było?
Bardzo dobrze mi się biegło. Pewnie w samej koszulce nie byłoby tak dobrze, bo gdy tylko wyszedłem z garażu, stwierdziłem, że jednak jest chłodnawo. Dodatkowa warstwa przy okazji zapewniała dodatkowe grzanie. Ale muszę Wam powiedzieć, że biegło mi się wyjątkowo lekko. Nie wgłębiałem się za bardzo w statystyki na Endomondo, ale wydaje mi się, że to był bieg o najszybszym średnim tempie od naprawdę dłuuugiego czasu. Przynajmniej mam takie poczucie 🙂
Charakter
Dodatkowym fajnym aspektem biegania w deszczu – poza oczywistymi korzyściami w postaci spalenia paru kalorii – jest praca nad charakterem. Każda sytuacja, w której przełamujemy własne skłonności i preferencje (oczywiście w ramach moralności 😉 ), to okazja do poszerzania sfery swoich możliwości. Na pewno pobiegnięcie w deszczu wymaga choć odrobiny samozaparcia.
Oczywiście nie dramatyzujmy – nie takiego, jakiego wymagała piesza ucieczka mojego pradziadka z zesłania nad rzeką Ob 🙂 Jednak takie wielkie akty heroizmu są w życiu łatwiejsze, jeśli regularnie przełamujemy samych siebie. To temat teraz u mnie na czasie, bo zacząłem właśnie czytać Świętego codzienności Aardwega, na którego polowałem od paru lat. Poniżej bardzo wymowny cytat właśnie z tego obszaru:
Polecanka
Do biegania wracam po kilku latach przerwy, nie tyle z konieczności, co by połączyć przyjemne z pożytecznym 🙂 Biegać lubię od dawna, a teraz dodatkowo jeszcze muszę ograniczyć masę, która zbliżywszy się do 95 kg zaczęła ściągać moją uwagę w kierunku trzech cyferek, których nigdy nie notowałem i nie zamierzam. Idzie mi dość dobrze, bo w chwili gdy to piszę, ważę nieco ponad 88 kg, ale zamierzam dojść i utrzymać wagę w okolicach 75 kg, więc przede mną jeszcze trochę pracy.
By poszerzyć własne spojrzenie na bieganie, zainspirować się czyimiś doświadczeniami, ściągnąłem do swojego blogowego sklepu książkę Marty Woźny-Tomczak na ten temat. Tak, tak, dobrze pamiętasz, to twórczyni konferencji Możesz Więcej niż Myślisz, dzięki której najpierw wygłosiłem wykład o podobnym tytule, a później nagrałem webinar 🙂
Książka jest bardzo fajnie napisana, to coś w rodzaju opowieści o własnej pasji i podzielenie się własnymi sposobami na jej realizację, niż jakiś podręcznik, instruktaż, vademecum dla profesjonalisty. Przeczytałem ją w jeden dzień i bardzo mi się spodobała 🙂
Jedno i drugie znajdziesz w moim sklepie: