Takiego kamingałtu jeszcze nie czytaliście. Sprowokowała mnie do niego Ania, najlepsza agentka nieruchomości, jaką znam. Ania poprosiła o wpis na blogu o tym, jak TO robię… „Nasz Czytelnik, nasz Pan” – pomyślałem – i jak obiecałem, tak piszę!
Seks
Nie, nie chodzi o seks, małe zboczylaski. Już wystarczy, że napisałem sporo o grze wstępnej i swoich wizytach u ginekologa. Na większe pikanterie nie liczcie 🙂 No, chyba że stanę się starym, zgnuśniałym celebrytą, wówczas będę musiał zabiegać o Waszą uwagą dzieląc się refleksjami na temat ejakulacji. Na szczęście na razie mi to nie grozi.
Swoją szosą, to o celebrytach już też pisałem! Pisałem już chyba o wszystkim.
To będzie tekst o pisaniu
Ania zamówiła wpis na temat tego, jak piszę wpisy. Chyba nie ma nic bardziej nudnego, więc postanowiłem ten tekst trochę urozmaicić. Zacznijmy od tego, że pisać wcale nie jest łatwo, dlatego ludzie od wieków szukali sposobów na to, by sobie tę czynność ułatwić. W ogóle tworzenie czegokolwiek wiąże się z męką twórczą (kto np. malował, albo pisał wiersze, ten wie). Więcej się zabierasz do roboty, niż pracujesz. Trochę jak z pisaniem magisterki.
Ciekawy sposób miał Salvador Dali. Gdy miał już malować, ubierał się we frak i przyciasne lakierki. Po co? Żeby stworzyć sobie samemu poczucie spięcia, mobilizacji. Dokładnie tak, jak robi to stoper, gdy pracuje się wg techniki Pomodoro. W firmach czasem tę rolę odgrywa szef, albo oprogramowanie śledzące Twoje działania na służbowym komputerze. Tak, teraz właśnie na biurku Twojego szefa pali się czerwona lampka, bo tracisz czas na Gnyszkoblogu, zamiast przedstawiać dopasowane do potrzeb unikalne i dedykowane oferty firmy, dla której pracujesz 😉

Salvador Dali – naprawdę śmieszny gość
Przejdźmy do rzeczy
No więc, jak ja to robię? Mam 3 proste zasady.
1. Paradygmat reportera
Przede wszystkim, staram się o paradygmat reportera. Co to jest? Pamiętam, gdy zacząłem pisać bloga w Niemczech, wychodząc na ulicę poczułem się jak reporter. Celem bloga było dokumentowanie mojego pobytu na stypendium w Niemczech, dlatego już pierwszego dnia zacząłem uważniej obserwować rzeczywistość wokół siebie. Bo przecież wieczorem trzeba było usiąść do komputera i napisać coś ciekawego. Stąd zawsze miałem ze sobą aparat cyfrowy, stąd zawsze notowałem sobie w kalendarzu pomysły na wpisy.
Tak jest i dziś, tylko cyfrówkę zastąpił telefon, a kalendarz – któraś z miliona aplikacji.
2. Śródtytuły, śródtytuły…
Wszystko, co w życiu napisałem, napisałem w ten sam sposób. W taki sam sposób, w jaki projektuje się dom. Jak się projektuje dom? Od koncepcji ogólnej, prawda? Nie, jeszcze chwila. Najpierw urbanista daje założenia! Bardzo ogólne. Tak ogólne, jak to, że w tej części miasta domy nie powinny być wyższe niż 12 m do kalenicy, albo pomalowane na czerwono i oddalone od ulicy dokładnie 5,5 metra. W oparciu o te nieprzekraczalne wytyczne, architekt tworzy swoją koncepcję. Najpierw szkicową, a potem w każdej iteracji (a bywa ich setki) dookreślając kolejne szczegóły – aż po detal montażu parapetu zewnętrznego. Nie wiedziałeś? No więc, trust me, I’m an architect.
Robię tak samo:
- najpierw definiuję sobie cel wpisu,
- następnie już w panelu wordpressa wpisuję śródtytuły, czyli tworzę de facto konspekt,
- wypełniam miejsca między śródtytułami treścią,
- na końcu z reguły okazuje się, że coś jeszcze bym dopisał… i tworzę nowe śródtytuły.
3. Wszędzie jestem blogerem
Tak, jak wszędzie jestem reporterem (teraz bardziej na facebooka, niż na bloga), tak i wszędzie jestem blogerem. Nie mam czasu na pisanie a la Salvador Dali. Każdą chwilę na bloga muszę wyszarpać. Dlatego bardzo często bloga piszę partiami (znając śródtytuły, dzięki którym nawet długo po zanotowaniu pomysłu na wpis pamiętam o co mi chodziło) – w najdziwniejszych miejscach i chwilach. Towarzyszę Antosiowi w raczkowaniu? Super, często jest to moment na to, by coś dopisać w Evernote, albo bezpośrednio w WordPressie z komórki. Pociąg, wukadka? Idealnie. Nudny wykład na jakiejś konferencji? Po odpisaniu na zaległe ważne maile – idealny moment na dopisanie bloga.
Jeszcze coś a propos mojego „warsztatu” chcielibyście wiedzieć? 🙂