Mam dziś nietypową prośbę. Jest z nią trochę tak jak z ciasteczkiem z marmoladą i makiem, które widziałem na imieninach któregoś z wujków będąc przedszkolakiem i co do którego żywiłem ambiwalentne uczucia. Wyraziłem je swojemu Tacie następującymi słowami: Tata, ja to ciasteczko chcę, ale nie chcę. No więc – posłuchajcie jaką mam dziś prośbę.

Napisała do mnie Zdzisława

Jak to zwykle u mnie – zaczęło się od tego, że napisała do mnie… nazwijmy ją Zdzisławą 😉 Jak to zresztą zwykle w moich blogowych i książkowych przykładach. Co napisała? Wyraziła swoje zaniepokojenie tym, że mój kanał na YT ma dotąd prawie 500 Subskrybentów, zamiast zyliony (dla porównania – kanał Zdzisławy może pochwalić się pięciokrotnie większą liczbą subów).

Zasięg? Jaki zasięg?

Wiele mógłbym na ten temat pisać, ale ograniczmy się do paru obserwacji. Pierwsza z nich – nie zależy mi na zasięgu. Ściślej – najbardziej zależy mi na zasięgu w konkretnej grupie docelowej, niż wśród internautów w ogóle. I mam na tym polu sukcesy 🙂 Oto weźmy sobie pierwszy z brzegu odcinek #GnyszkaWyciska (co wiekawe, to samo tyczy się też #GnyszkaLive), który obejrzało średnio niecałe 1000 użytkowników jutubka. Fakty są takie, że w większości przypadków jego bohater dość szybko melduje mi o transakcjach z niego wynikłych, czy inwestorach, którzy się do niego zgłosili 🙂

Innymi słowy – najbardziej zależy mi na zasięgu wśród tych, którzy często nawet nie mają konta na youtube. Nie mają, nie muszą mieć i mieć nie będą – bo to poza ich zainteresowaniem. Jeśli jest się szefem rady nadzorczej dużej firmy, albo prezesem jakiegoś banku, to naprawdę nie dba się o to, by mieć konto na YT. Dba się o co innego – by oglądać wartościowe treści serwowane przez zaufanych ludzi. I własnie to robi mój kanał 🙂

Za co kto płaci?

Dlatego zawsze uważam wynikłe z odcinków transakcje za miły dodatek, bo przede wszystkim moi goście płacą mi za to (tak, niektórzy płacą, niektórych zapraszam i pokrywam ich koszty ja), że pokażemy się razem. Jak możecie się domyślić – gości dobieram wg klucza. Takiego, byśmy się później nie musieli siebie wstydzić – nawet za 30 lat.

Innymi słowy – moi goście nie płacą za liczbę wyświetleń – czego nie może zrozumieć Zdzisława. Płacą mi za trafienie do naszego wspólnego targetu 🙂 Gdybyśmy mieli na celu liczbę wyświetleń w przypadkowym targecie – postawiłbym raczej na porno, niż wywiady o biznesie, życiu i Bogu.

Czy mi są potrzebne suby…

W tym sensie suby nie są mi do niczego potrzebne i nigdy do nich nie przywiązywałem wagi. Jednak wiadomość od Zdzisławy uświadomiła mi dwie rzeczy. Po pierwsze – pierwszy lepszy półgłówek z domu mediowego, albo działu PR, rozważając zgłoszenie do mnie swojego szefa, albo klienta, najpierw patrzy na liczbę Subskrybentów. Troszkę jak pies Pawłowa. Na nic dotychczasowa robota Jasona Hunta, by przekonać branżę reklamową do marketingu jakościowego, kosztem siania wszystkiego wszędzie – troglodyci branżuni liczą jak dotąd odsłony.

Oczywiście na nich tak bardzo mi nie zależy, bo rozmówców dobieram sobie sam. Dlatego drugi powód jest ważniejszy.

Co ja robię tu?

Przypomniałem sobie, że moje programy mają też komponent misyjny. Ma on dwie twarze. Po pierwsze – chcę by widzowie mogli się czegoś od moich Gości nauczyć. Najzwyczajniej w świecie – dowiedzeć czegoś, co można wykorzystać w swoim życiu, albo biznesie. Po drugie – by mogli się zainspirować ich życiem. Staram się tak dobierać rozmówców, by po obejrzeniu każdej rozmowy, widz mógł powiedzieć:

Kurka wodna, co za ciekawa osoba. Porządna, uczciwa, a zarazem z ikrą i wizją… Chciałbym być jak on!

Dej suba 🙂

I tak sobie pomyślałem… że choć suby nie są mi, ani moim Gościom do niczego potrzebne… to dzięki nim dotrę pod strzechy. Po co? By nauczać i inspirować. Nie sobą, ani własnymi pomysłami, bo one są raczej denne jak ryba panga po zjedzeniu dwóch kilogramów odchodów krewetek, co raczej wiedzą i pomysłami moich rozmówców.

I właśnie dlatego proszę każdego Czytelnika tego posta, czyli własnie Ciebie, o zasubskrybowanie mojego kanału na YT. Zrobisz to po kliknięciu w poniższy obrazek:

 

W chwili gdy to piszę, mam 479 subów. Chciałbym dojechać do 3 000 🙂 Ciekawe, czy mi starczy wytrwałości. Bo z tymi subami jest jak z ciasteczkiem – chcę, ale nie chcę…

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily