Wielu ludzi, gdy słyszy networking, myśli od razu o cudownych garnkach, albo turbojagodach, które zrobią ze starego dziada dziarskiego rumaka. Poniekąd słusznie, choć jednak ostatecznie grubo się mylą. Powody do tego, by networkingu nienawidzić powinny leżeć zupełnie gdzie indziej. I o tym dziś piszę i mam dla Was lekturę!

Dlaczego networking nie działa?

Pisałem już kiedyś o tym, dlaczego często networking nie działa (por. wpis pt. Dlaczego networking… nie działa?). Co więcej – próbuję Was do networkingu zniechęcić także pisząc książkę pod tym samym tytułem, która już pod koniec roku, albo i w styczniu ukaże się nakładem wydawnictwa OnePress (jeśli chcecie dowiedzieć się jako pierwsi o jej wydaniu, wpiszcie się na listę społeczną na www.GnyszkaWydaje.pl).

No, ale nie o tym będzie mowa, tylko o tym, dlaczego networkingu można nienawidzić. W ramach przygotować do napisania książki, poza oczywiście wniknięciem w odmęty swej duszy, musiałem zagłębić się także w dostępną literaturę. Ze smutkiem odkryłem, że parę pozycji, które uważam za świetne i czytałem je przed laty – jest już nie do zdobycia na rynku. Z jeszcze większym smutkiem odkryłem, że te które są dostępne – nie są wcale lepsze, niż te które były. Tak, czy inaczej, nawet wciąż jedyną polską książkę na ten temat, czyli Turniaka i Antosiewicza warto poczytać i tak. Choć oczywiście mam nadzieję, że gdy wyjdzie moja – będzie to pozycja pierwszego wyboru.

No, ale wracajmy do tego nieszczęsnego networkingu

Oczywiście skojarzenia z garnkami, etc. są uprawnione, tak jak uprawnione jest kojarzenie kucharzy z bojownikami Państwa Islamskiego ze względu na to, że jedni i drudzy posługują się nożami. Podobnie wielu sprzedawców, także tych, którzy sprzedaliby własnych rodziców, albo i samych siebie, korzysta z networkingu jako metody pozyskiwania klientów. Robią to zwykle żenująco, ale starają się budować sieć przyjaźnie nastawionych osób, choć traktują je zwykle instrumentalnie. To przez nich wciąż mam dyskomfort, gdy mówię, że w Towarzystwach Biznesowych uprawiamy netoworking, a wciąż nie znalazłem lepszego zamiennika.

Zapamiętajcie, networking to sztuka rzetelnego służenia innym i profesjonalnego proszenia ich o pomoc. Zakłada istnienie tych innych, czyli grupy przyjaźnie nastawionych do nas osób, którą trzeba z mozołem, pokorą i przyjaźnią – budować. Tylko tyle i aż tyle.

Ten mądry przedsiębiorca właśnie zapisał sobie w kajecie mądrą definicję networkingu mojego autorstwa. A Ty?

Ten mądry przedsiębiorca właśnie zapisał sobie w kajecie mądrą definicję networkingu mojego autorstwa. A Ty?

Na ring wchodzi Devora

No, ale czytam ci ja te publikacje z przeszłości, nad niektórymi płaczę, niektóre z rozrzewnieniem wspominam, aż tu nagle wpada mi książka niejakiej Devory Zack, pt. Networking dla osób, które go nie cierpią. Nie dość, że tytuł wydał mi się buńczuczny – na zasadzie:

Czołem, nikt mnie nie zna i o mnie nie słyszał, ale powiem Wam teraz najtajniejszą prawdę z tajnych, tylko przeczytajcie moją książkę o prowokacyjnym tytule!

Na niekorzyść książki świadczyło też słabo znane wydawnictwo, które ją wydało. Na tyle słabo znane, że aż na stronach wewnątrz publikacji musi informować w jakich księgarniach stacjonarnych można nabyć jego książki. Innymi słowy – czytałem raczej po to, by poszukać ew. inspiracji do tego, jaki aspekt networkingu opisać milion razy lepiej od Devory Zack. Jakie jednak było moje zdziwienie, gdy Devora wbiła mnie w fotel!

Mnie samego! Gnyszkę we własnej osobie wbiła w ziemię! Człowieka, który dostał w prezencie koszulkę z przerobionym logotypem Nokii z hasłem Gnyszka connecting people właśnie jako podziękowanie za dobre rekomendacje! Skandal.

Ale to właśnie mnie wbiła i jakiś kwadrans temu dobiła mnie jeszcze bardziej. A że siedzę w pociągu, w chwili gdy to piszę, to pewnie niebawem usłyszycie o uszkodzonym składzie PKP IC, w którym pasażer przebił się aż do torów.

Czym mnie wbiła w fotel Devora?

Devora ogólnie napisała książkę dla introwertyków, gdzie stawia tezę, że większość narracji na temat uprawiania networkingu dotyczy tylko ekstrawertyków. Tymczasem – jak twierdzi autorka – obie grupy są na tyle różne, że powinny stosować zupełnie inne strategie. Więcej! Twierdzi, że poza nimi jest jeszcze trzecia grupa – centrowertycy i także dla nich ma swoje rady.

Na tym opiera swoją koncepcję i muszę powiedzieć, że natychmiast poczułem, że moje doświadczenie zyskuje świetną podbudowę teoretyczną, a jej teoria pomaga mi wiele zrozumieć. Natomiast, gdy już doszła do zanegowania złotej zasady, która mówi:

Traktuj innych tak, jakbyś sam chciał być traktowany

zdobyła sobie moje serce całkowicie i postanowiłem, że musimy się poznać.

Wnioski

Jeśli nienawidzicie networkingu, jesteście prawdopodobnie intro-, albo centrowertykami. Musicie przeczytać tę książkę, bo nie tylko pokaże Wam jak możecie z networkingu jednak korzystać, ale i pomoże lepiej zrozumieć dotychczasowe porażki. Ja natomiast nie tylko nie planuję czegokolwiek lepiej opisać niż Devora, a ograniczę się do częstego i nabożnego cytowania jej książki. Po prostu must read.

Choć sam kupowałem w niszowym sklepie, to jednak odkrywam, że Wy sami genialną książkę Devory Zack możecie kupić – jak się okazuje – w mnóstwie księgarń i to w bardzo różnych cenach. Zobaczcie sami:

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily