Pierwsza Noc Wolności, która odbyła się z podtytułem „Polska w Europejskim” będzie dla mnie wyjątkowym wspomnieniem z wielu względów. Niektóre zachowam dla siebie, a częścią z nich podzielę się z Czytelnikami. Dlaczego? Bo są po prostu śmieszne w myśl powiedzenia I śmieszno i straszno. A ja lubię się śmiać.
Zanim – w sekcjach – przedstawię wspominki, chciałem przypomnieć po co powołaliśmy do życia Noc Wolności. Gdy przygotowując tegoroczną jej edycję przypomniałem sobie napisane do niej wprowadzenie, oniemiałem. Dlaczego? Bo nic bym w nim nie zmienił. Dlatego niezmienione wylądowało na nowej stronie www.NocWolnosci.pl:
Zapraszamy Polaków dumnych ze swego kraju, nie mających kompleksów wobec nikogo. Polaków, którzy nie są synami brzydkiej panny na wydaniu, tylko pięknej, choć zniewolonej damy!
(…)
Tak jak w zeszłym roku, chcemy się poznać, policzyć na nowo, pokazać że prawdziwi patrioci – prócz snucia planów – są zawsze gotowi do przemyślanej i dobrze zorganizowanej działalności, która zmienia świat. Jesteśmy przekonani, że zmiana Polski na lepsze nie dokona się sama z siebie, tylko będzie skutkiem nowych więzi, przyjaźni i wyrosłych z nich wspólnych przedsięwzięć. Zeszłoroczne doświadczenia nas tylko w tym upewniają!
A jak było z jej organizacją? Do ostatniego dnia przed wydarzeniem było gorąco. Posłuchajcie.
1. Halo, czy tu ONR?
Siedzę w domu, piję herbatę. Nagle dzwoni nieznany mi numer. Rozpoczyna się dialog z męskim głosem:
– Halo, czy tu ONR?
– Słucham?
– No, czy dodzwoniłem się do ONR-u.
– Nie, dodzwonił się Pan do mnie. Nazywam się Maciej Gnyszka i nie należę do ONR-u.
– Ale jak to? A Noc Wolności?
– Co „Noc Wolności”?
– Przecież ONR ją organizuje.
– Nie ONR, proszę Pana, tylko Fundacja Dobrych Mediów, a w największym skrócie ja.
– Aha, no dobrze. Z tej strony XY, jestem właścicielem Hotelu Europejskiego. Wie Pan, dzwonię bo mi dziennikarze od rana dzwonią.
– Rozumiem (…)
Następnie wytłumaczyłem, że nie jesteśmy Hitlerjugend i zamierzamy się normalnie bawić.
2. Nie „jakiś tam BOR”, proszę Pana!
Nieoceniony wkład w Noc Wolności wniósł Patryk Sławiński wraz ze swoją firmą WodzirejCollective, m.in. koordynując kontakty z Hotelem Europejskim. Na niecały tydzień przed balem, zadzwonił do mnie zaniepokojony pojawieniem się Biura Ochrony Rządu w Hotelu i możliwym zakazem organizacji imprezy. Poprosił o telefon, pod numer który prześle, który – jak zrozumiałem – należy do któregoś z pracowników Hotelu. Miałem uspokoić obsługę i oficera BOR, który ją indagował. Z wrodzoną sobie delikatnością rozpocząłem rozmowę:
– Halo słucham.
– Witam serdecznie, Maciej Gnyszka z tej strony, od Patryka.
– Dzień dobry.
– Dzień dobry. Słyszałem, że u Państwa nalot i jakiś tam BOR, czy coś innego grasuje.
– Proszę Pana! Nie „jakiś tam BOR”, tylko – proszę Pana – konstytucyjna służba Biuro Ochrony Rządu. Z tej strony [tu padł stopień oraz personalia – z wrażenia zapomniałem].
– O, proszę, to ja myślałem, że Pan z Hotelu Europejskiego.
– Nie. Dobrze, że Pan dzwoni, bo mam parę pytań o ten bal.
– Proszę bardzo.
– Kto będzie się bawił?
– Nie wiem, tzn. ja z Żoną na pewno, ale poza tym to różni goście.
– Aha… nie zna ich Pan?
– Nie znam, bo dopiero się zgłaszają.
– No, bo wie Pan, bo mogliby zrobić zamach na Prezydenta Komorowskiego. Tutaj na linii Grób Nieznanego Żołnierza – Pałac Prezydencki będą się przemieszczały ważne osoby. Nic nie planujecie?
– Nie, planujemy się bawić.
– Aha. A huliganów nie będzie?
– Nie wiem, ale jeśli by się zbliżali, to mamy nadzieję, że nas Panowie ochronicie. Podobno jacyś Niemcy mają przyjechać.
– Ale u Was, na tym balu.
– Nie, nie sądzę. Wie Pan – biletu za dwie stówy taki zwykły huligan sobie raczej nie kupi.
– Też prawda.
– No. Ale wie Pan, jak czegoś się dowiem, to dam znać. Zresztą, mam duży sentyment do munduru, sam byłem w wojsku, mój Tata też i Dziadkowie, więc wie Pan.
– Dobra, to Pan zapisze numer.
– Oczywiście. Do usłyszenia.
– Do widzenia.
To była rozmowa biegunowa. Zaczynałem ją z językiem stojącym w gardle kołkiem, a kończyłem rozbawiony. Numer mam w telefonie do dziś wpisany jako „BORowiec”.
3. Prosimy nie wnosić toporów.
W piątek, na dzień przed balem, dostałem od Patryka forward maila z Hotelu Europejskiego. Obsługa przypominała cytując odpowiedni ustęp, że zgodnie z umową nasi goście nie mogą wnosić toporów, szabel i innych niebezpiecznych narzędzi.
Rozbawiony tym faktem każdą rozmowę z przyszłymi gośćmi urozmaicałem tą informacją (a zazwyczaj ludzie zgłaszają się w ostatniej chwili, więc między 10 a 11 listopada 2011 odbyłem chyba najwięcej rozmów na dobę w historii). Reakcje były przekomiczne, poniżej tylko niektóre zapamiętane:
– Cholera, a harpuny można?
– No nie, a ja już siekierę wypolerowałem. Ale siekiery chyba można, toporów tylko nie można?
– Kurczę. A lance też są wykluczone w umowie?
– Dobra, przyjdę z ciupagą.
Sam bal wyglądał zaś tak, jak na poniższym filmie. W poniedziałek 13 listopada dowiedziałem się od Patryka, że tak kulturalnej imprezy w Hotelu Europejskim jeszcze nie widzieli. Wnosząc po minach naszych 10 ochroniarzy z jednej z otwockich firm, którzy wynudzili się jak mopsy… oni chyba też nie byli na równie spokojnej imprezie. W tym roku będzie tak samo, a nawet i lepiej 🙂