Na temat wytrwałości napisano już chyba wszystko. Nie chcę się powtarzać, szczególnie że pisali na ten temat znakomitsi ode mnie autorzy. To co chciałbym do tego dodać, to jedynie małą anegdotę, która pokazuje jak pojmował wytrwałość św. Maksymilian.

Stuknięty Maksio

Jeśli ktoś nie poznał jeszcze dobrze św. Maksymiliana, to polecam mu gorąco mój wpis sprzed dłuższego już czasu pt. Parę słów o Hardkorowym Maksiu, a jeśli wpis zaciekawi i będziecie chcieli pogłębić tę znajomość, to wtedy niezastąpiony jest film, który nakręciliśmy z pomocą dobrych ludzi na temat Maksymiliana:

QED

Myślę, że po zapoznaniu się z materiałami jest dla każdego oczywiste, że nasz bohater był człowiekiem nadzwyczajnej wręcz wytrwałości i szerokiej, tudzież dalekosiężnej wizji. Jednak takie wielkie cnoty potrafią człowieka przytłoczyć, podobnie jak napisanie pracy magisterskiej potrafi złamać kręgosłup niejednemu pilnemu studentowi, którzy nagle przedkłada nad nią sprzątanie mieszkania, pokoju, psiej budy i garażu. Jak Maksymilian unikał takiej prokrastynacji?

Świetnie ilustruje to jedno zdarzenie z jego życia, które zapamiętałem z lektury listów, niestety nie czytałem ich pod kątem wyszukiwania ciekawostek i nie mam pod ręką adresu bibliograficznego, ale ręczę za jej prawdziwość 🙂 To było tak.

Japonia

Maksymilian był już wtedy w Japonii, co oznacza, że formalnie nie był już przełożonym Niepokalanowa (który zresztą założył niedługą chwilę wcześniej, bo raptem 3 lata). Jak być może wiecie, popłynął tam statkiem z dwoma współbraćmi, niedużą kwotą kieszonkowego i brakiem znajomości języka japońskiego. Mieli się go uczyć po drodze, jednak choroba morska skutecznie te plany sabotowała.

Tymczasem już po miesiącu pobytu w kraju kwitnącej wiśni zaczął ukazywać się w lokalnym języku Rycerz Niepokalanej.

Wizja strategiczna

Po co to wszystko? Maksymilian miał bardzo prosty cel życiowy:

Doprowadzić do Niepokalanej wszystkie dusze i każdą z osobna. Tych, którzy żyją i tych, którzy będą w żyć w przyszłości.

Językiem biznesowym śmiało można powiedzieć, że była to wizja strategiczna. Jej podporządkował każdą decyzję, nawet drobną. To świetnie ilustruje sytuacja, jaka rozegrała się parę miesięcy po zainstalowaniu w Japonii.

Pozdrowienia z Japonii

Pocztą do Mugenzai No Sono (tak nazywa się japoński Niepokalanów) przyszła gazetka polskiej prowincji franciszkanów. Wyczytał z niej Maksymilian, że bracia mieszkający w Niepokalanowie uchwalili, by w związku z dynamicznym rozwojem klasztoru zacząć przebudowywać drewniane zabudowania, które wzniósł jeszcze założyciel i przeprowadzić się do wygodniejszych, murowanych. Było ich wtedy już koło 300 z tego co pamiętam.

Jak zareagował Maksymilian? Pokornie, acz z przynagleniem. Napisał list do Niepokalanowa, w którym nie naciskając, ale prosząc o ponowne rozważenie decyzji, zwrócił uwagę braciom na to, iż od realizacji celu strategicznego są lata świetlne, jego wykonanie w 300 ludzi jest niemożliwe, jak dotąd wydają gazety jedynie w dwóch językach (polski i japoński) i nieroztropne będzie przeznaczanie tak wielkich środków na budowanie sobie wygód, skoro można je zainwestować na przykład w budowę hinduskiego Niepokalanowa, nie mówiąc już o chińskim (a o warunkach życia w Nagasaki, skąd pisał, już nie wspominając).

Cel ostateczny – kryterium dla celów cząstkowych

Jak on to robił, że codziennie miał przed oczami swój cel ostateczny i wszystko oceniał przez jego pryzmat? Nie mam pewności, jednak wydaje mi się prawdopodobne, że to dzięki codziennej modlitwie i rachunkowi sumienia był na bieżąco z tym czego wymagał od niego Bóg. Ba! Może podobnie jak św. Josemaria Escriva, robił codziennie dwa rachunki sumienia – w południe i wieczorem?

Dla formalności tylko dodam, że taki biznesowy rachunek sumienia to genialne narzędzie do tego, by firma nie wymknęła nam się z kursu i ścieżki. Polecam 😉

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily