Nie wiem jak to się dzieje, ale choć fundraisingiem bezpośrednio od dobrych paru lat się nie zajmuję, to w ciągu ostatniego półrocza dostałem mnóstwo zapytań, prawie wszystkie zakończyły się jakąś formą współpracy, najczęściej po prostu zamkniętymi, dedykowanymi warsztatami dla organizacji. Ciekawe zjawisko, bo nie jesteśmy najtańsi, a wręcz przeciwnie 🙂 Może po prostu okazuje się, że oferta dostępna na rynku nie wyczerpuje potrzeb? Nie wiem i w sumie mnie to nie obchodzi. Dziś od rana dostałem już dwa zapytania, które wychodzą od tytułowego pytania i pomyślałem, że napiszę w końcu o tym na blogu, by nie mleć jęzorem po próżnicy, tylko w przyszłości odsyłać zainteresowanych do tego właśnie wpisu 🙂 Tak, w tym sensie jestem leniwy.

Problem

Problemem oczywiście nie jest brak fundraisera, tylko brak pieniędzy. Jednak to, że organizacje pozarządowe dziś pytają nie o to skąd wziąć kasę, tylko skąd wziąć fundraisera, to już jest spory postęp 🙂 Drzewiej bywało tak, że przychodziła fundacja i mówiła:

Panie Maciek, potrzebujemy kasiory, załatwcie nam.

Ja wtedy pytałem o budżet jaki organizacja ma na fundraiserów… i rozmowa szybko się kończyła, bo okazywało się, że budżetem jest procencik, czyli prowizyjka, a doświadczenie nauczyło mnie już lata temu, że nie ma takiej umowy, której fundacja bądź stowarzyszenie nie pogwałciłoby z radością, byleby tylko nie płacić fundraiserowi tak dużo, jak to wynika z umowy 🙂

Ba! Nie ma znaczenia, czy to organizacja charytatywna, czy ideowa. Prawacka, czy lewacka. Duch NGO-januszyzmu jest duchem uniwersalnym i ponad podziałami 😉

No dobrze, więc doszliśmy już do tego, że to znacznie lepiej, gdy organizacja przychodzi po fundraisera, a nie pieniądze, bo to znaczy, że już odkryła, że zbieraniem pieniędzy zajmują się ludzie od fundraisingu, a nie czarodzieje od wyczarowywania kasy spod ziemi. Jednak czasem poszukiwanie fundraisera też zasadza się na wierze w magicznego człowieka, który rozwiąże problem, bo, tu jest…

Jeszcze większy problem 🙂

Polega on na tym, że fundraiserów na rynku w zasadzie nie ma. Poza paroma, parunastoma wyjątkami. Poza moją agencją i jedną, albo dwiema konkurencyjnymi, z których połowa to moi wychowankowie 😉 No więc to nie jest tak, że kadry fundraisingowe tylko czekają na zapotrzebowania, lecz wręcz przeciwnie – najczęściej opłaca się po prostu wyhodowanie człowieka od zbieractwa monet w Waszej organizacji. Tak, tak. Nawet wtedy, gdy wydaje się, że nikt raczej nie będzie się nadawał.

Rozwiązanie 1

Pierwszym rozwiązaniem jest przeczytanie naszych książek o fundraisingu. Przede wszystkim polecam tę moją i Michała Osieja. Trzecia, którą wydaliśmy jest o storytellingu i będzie potrzebna wtedy, gdy już się będziecie brali za robotę 🙂 Tak, możesz mieć je z autografem! Zapraszam na szoping:

Tak, tę o networkingu też polecam w tym kontekście, bo nie zrobisz skutecznego fundraisingu bez umiejętności networkingowych.

Rozwiązanie 2

Bywa czasem tak, że organizacja fundraisingowo rusza z miejsca zaraz po lekturze ww. książek. Jest jednak pewien odsetek NGOsów, gdzie historia toczy się inaczej. Najczęściej jej prezes – zajawiony lekturami – wraca po jakimś czasie i zasmucony stwierdza, że jego zespół kompletnie nie kupuje nowości, które Pan Prezes sufluje. Wtedy może być potrzeba, by przyjechał na białym koniu „Pan z Warszawy” i objawił pogrążonym w inercji działaczom niezmienne prawdy o życiu, biznesie i fundraisingu. Dokładnie te same, które próbował wtłoczyć lider, ale jednak opowiedziane przez kogoś z zewnątrz i zilustrowane osobiście przeżytymi przykładami faktycznie działają lepiej – skuteczniej.

Robimy to zwykle w formie dwudniowych warsztatów, których podstawowa cena to 8 000 zł netto. Nie, nie uważamy, że to tanio, ale też nie uważamy, że to drogo. Dlaczego? Bo widzimy ile potem zbierają nasi wychowankowie – często w krótkim czasie wielokrotnie więcej, niż wydali na warsztaty. No i super, bo o to chodzi 🙂

I żeby nie było, że to nie jest propozycja dla Was – mamy na koncie pracę z totalnymi startupami, jak i organizacjami z kilkudziesięciomilionowym budżetem, które chcą zbudować sobie nogę zdywersyfikowanych wpływów od drobnych Darczyńców 🙂

Rozwiązanie 3

Trzecie rozwiązanie, to hybryda dwóch poprzednich. Chodzi o naszą Akademię Fundraisingu – 12-miesięczny cykl rozwojowy oparty o materiały wideo i pisane, który prowadzi kandydata na fundraisera przez cały proces stawania się fundraiserem za rączkę 🙂 Fajnie, co? Aha, no i to rozwiązanie jest o wiele tańsze niż poprzednie.

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily