Od czasu do czasu daje się słyszeć – głównie w ustach młodych pasjonatów oraz narwańców – narzekanie na to, że w polskich kościołach za dużo jest smutasów i jakież to bardzo mocno nieewangeliczne, by się nie uśmiechać na Mszy. To ja Wam dziś powiem coś o smutasach, że ich wreszcie docenicie.

O curwa co za kyrk

Narzekania na smutasów w kościołach najczęściej wygłaszają ci, którzy za ideał Mszy Świętej uważają baptystyczną potańcówkę, albo chociaż zielonoświątkowe wielomówstwo. Robienie cyrku w kościele mylą z oddawaniem Bogu chwały, a Mszę Świętą ze zbiorową psychoterapią, leczeniem kompleksów, czy imprezą. W zasadzie to więcej nie trzeba nic na ten temat pisać, bo sama charakterystyka upodobań tej grupy sprawia, że większość jej poglądów na to co dzieje, albo dziać się powinno w kościele z definicji zasługuje na ziewanko i politowanko.

Wypada się jednak zgodzić z tym, że chrześcijanin od czasu Zmartwychwstania ma wiele powodów do radości. To bynajmniej nie oznacza, że powinien aspirować do głównej roli w Głupim i głupszym, ani też uważać, że ze względu na zasługi Zbawiciela ma w kieszeni własne zbawienie. Bo jeśli nawet piekło aż dotąd jest puste (w co wypada wątpić), to każdy z nas ma szansę być tym pierwszym jego mieszkańcem i wyłącznym testerem kotłów.

Z tego wynika fakt, iż pomimo wielu powodów do radości nie mamy powodów do braku smutku, czy jakichkolwiek innych ludzkich emocji, a ich występowanie nie jest niechybnym znakiem tego, że ktoś dostatecznie nie cieszy się ze Zmartwychwstania.

Jedyne takie miejsce

Jeśli dotąd rytualnie narzekałeś na smutasów w swoim kościele, spójrz na to inaczej. Być może dla takiej Pani Grażyny, czy Pana Janusza z sąsiedztwa, to jedyne miejsce, gdzie mogą być autentyczni. Gdzie mogą wyżalić się wewnętrznie na to, że córka Karina puszcza się z Krystianem spod trzynastki, który ani myśli o ożenku. Albo na to, że Janusz już piętnasty raz rzuca picie w tym Wielkim Poście i ciężko jest jak nigdy. Albo na masę innych rzeczy, które człowieka w życiu czasem tylko lekko gniotą, a czasem przygniatają jak wszystkie Himalaje świata razem wzięte.

A kościół to nie jest magiel, ani Biedra, ani nawet deptak w Ustce, gdzie wszyscy są zadowoleni z życia, każdemu się powodzi i każdy się tylko zastanawia nad tym, co też ciekawego czeka na niego w kolejnym roku życia. Kościół, to miejsce, gdzie nawet ogłuszony bólem, nie zauważając ludzi wokół siebie (poza przybijaniem piątek, czyli znakiem pokoju, którzy niektórzy celebrują jakby był centralnym momentem Mszy), możesz o tym wszystkim pogadać ze Stwórcą.

Szanuj to. Może pomstując w duszy na kogoś, kto nie przyjmuje rozdzielczo-nakazowej wesołości, pomstujesz na mistyka. Takiego zwykłego, niepozornego, mistyka z blokowiska, który nie tylko nie wie co to jest manipularz, albo kolekta, ale także nie wie co to jest spoczynek w Duchu Świętym, albo uwielbienie. Nie musi wiedzieć.

Nie oceniaj

Na koniec, jeśli smutasy w kościele Ci przeszkadzają, przejmij się tym, co zwykle mówisz, gdy ktoś bieglejszy w przepisach liturgicznych krytykuje pomysł Twojej wspólnoty na dyskotekę ewangelizacyjną. Mówisz wtedy, by nie oceniać. Sam tego też nie rób. A już na pewno nie wobec smutasów w swoim kościele.

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily