Nikt nie lubi być liczykrupą. Nikt nie lubi myśleć Excelem, każdy woli mieć nieco więcej empatii i wyobraźni. Tyle tylko… że liczby kłamią rzadziej niż słowa. Też kłamią, oczywiście. Kłamią jak z nut. Ale doprowadzić je do mówienia prawdy jest o wiele prostsze, niż doprowadzenie do szczerości słów. Opowiem Wam o tym.

No, to ile ćwiczyliście wczoraj?

Ci, którzy czytają mój e-dziennik, wiedzą że mnóstwo czasu ostatnimi czasy poświęcam pewnej terapii 🙂 Nie własnej, bo podmiotem terapii jest moje dziecko, ale równie mocno angażującej, co wówczas, gdy byłaby własna.

Jej istotnym elementem są indywidualne ćwiczenia w domu – rano i wieczorem. Ideał to godzina rano i godzina wieczorem. No, pół godziny wieczorem może od biedy być. Każdego dnia turnusu byliśmy rozliczani z tego, jak długo ćwiczyliśmy dnia poprzedniego.

Zauważyłem pewną prawidłowość – jeśli ktoś ćwiczył dużo, podawał liczbę minut, albo godzin, jakie przepracował. Jeśli ktoś ćwiczył mało… szedł w bajkopisarstwo.

Jak kłamią liczby

Ale żeby nie cieszyli się wyznawcy Excela, chciałem powiedzieć, że liczby nie zawsze same z siebie mówią wszystko. Moja ulubiona ilustracja tej tezy, to sytuacja, której doświadczył znajomy właściciel firmy z sektora FMCG. Zapytał on swoich ludzi od sprzedaży o to skąd wiadomo jakie powinny być cele sprzedażowe na kolejne okresy. W odpowiedzi usłyszał, że na podstawie danych historycznych. Jako laika – ta odpowiedź go nie zadowoliła. Spytał więc w jakim układzie otrzymują dane o sprzedaży z sieci handlowych. Okazało się, że w układzie tygodniowym.

Wbrew pukaniom w czoło swoich specjalistów – poprosił o to, by od tej pory tam, gdzie się da – uzyskiwać dane w ujęciu dziennym. Co się okazało?

Oczywiście!

Towar przyjeżdżał w niedzielę wieczorem, a kończył się we wtorek wieczorem. Od środy do niedzieli nie sprzedawał się nie przez brak popytu, ale przez brak towaru na półkach!

Właściciel dzięki paru głupim pytaniom laika potroił sprzedaż z miesiąca na miesiąc, bo oczywiście okazało się, że sytuacja wygląda podobnie nawet w tych sieciach handlowych, z których nie uzyskali danych.

Troszeczkę

Dla odmiany – słowa kłamią zdrobnieniami. Ci uczestnicy turnusu, którzy mieli coś za uszami zawsze odpowiadali nieostrymi stwierdzeniami. Troszeczkę, tyle ile się dało, etc. to były najczęstsze określenia 🙂 Dla każdego znaczą co innego. Oczywiście używamy takich zdrobnień, kłamstewek, by uniknąć kompromitacji, natomiast najgorsze jest to, że unikanie kompromitacji to zawsze najpewniejsza droga do tego, by kiedyś doświadczyć gruuubej kompromitacji – wówczas, gdy limit porażek się po prostu wyczerpie 😉 Trochę tak, jak to opisałem w tekście o tym, że nigdy nie powinno być miło:

Co powie Jocko?

Być może pamiętacie Jocko Willinka, o którym pisałem w kilku tekstach na tym blogu, ale w jednym przede wszystkim, czyli tym poniżej:

Jocko Willink na pewno powiedziałby, że posługiwanie się nieostrymi określeniami co do kluczowych parametrów, to po prostu próba zdjęcia z siebie odpowiedzialności 🙂 Plan na 2020: nie używać zdrobniałych określeń, chyba że chodzi o rozmowy z dziećmi.

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily