Walka na jednym froncie, to zawracanie mandoliny, a nie żadna wojna. Żeby była wojna, frontów musi być wiele. I nie wierzcie tym, którzy mówią o łapaniu wielu srok za ogon. To malkontenci i ciamajdy 😉Parę dni temu, z nadejściem nowego roku ogłosiłem wojnę, a chwilę później wytyczyłem jej pierwszy front. Jak mi na nim idzie dowiecie się jutro w podsumowaniu, dziś natomiast najwyższy czas wytyczyć kolejny jej front. W związku z tym, że człowiek to istota fizyczno-psychiczno-duchowa… pora na sferę duchową 🙂 Aha, i żeby nie było – w tym wpisie nie mówię wszystkiego. Są takie rzeczy, które muszą pozostać między Stwórcą a Jego stworzeniem.
Dlaczego w ogóle warto się tą sferą zająć? Pomijając dzisiejsze płytkie dyskusje o Bogu, po prostu warto zadbać o to, by po śmierci znaleźć się w niebie. Na co mi sprawne ciało i intelekt, jeśli zgnilizna moralna roztaczają za mną smród i powiodą mnie na wieczne męki? Już Pascal zauważył, że choćby miało tak nie być, lepiej założyć że istnieje takie ryzyko 🙂 Choć ja cieszę się z łaski wiary, to taką kalkulację może powinieneś i Ty przeprowadzić?
Dobrych parę lat temu, gdy po raz pierwszy obrałem sobie stałego spowiednika, podrzucił mi bardzo dobry pomysł, który zresztą od lat sam stosował we własnej praktyce. Jak się później dowiedziałem z lektur, które mi podsunął (tak, to dzięki Niemu poznałem św. bp. Pelczara i Jego mistrzowskie Rozmyślania o życiu kapłańskim, które i Wam niezmiennie polecam!), sposobu nie wymyślił, tylko twórczo zastosował.
Jeśli człowiek wczyta się w klasykę duchowości, ale duchowości, a nie metafizyki, czy wręcz mistyki… zobaczy jak bardzo jest przyziemna. Zrozumie, że sfera ducha, choć wzniosła i eteryczna w swojej istocie, to jednak w przypadku ludzi, a więc istot cielesno-duchowych jest bardzo bliska codzienności. Bo to przecież w codzienności mamy być święci, a nie tylko na rekolekcjach, zlotach, czy (brrrr) agapach, albo innych sztucznych okazjach. A więc rozważają autorzy duchowi, co by tu zrobić, by być bliższym ideału, bliższym świętości na co dzień. Co odkrywają? Z reguły, że należy do tematu podchodzić bardzo metodologicznie, planowo i z wytrwałością.
Dlatego też pewnego dnia spowiednik wręczył mi karteczkę z tabelką. Tak, z tabelką. Wszyscy lubimy mówić o wielkich celach. W dowolnej dziedzinie ludzie biją pianę na temat wzrostu: przychodów, obrotów, liczby klientów, dni treningowych, spalanych kalorii, czy zrzucanych kilogramów, czy właśnie pobożności, albo w wersji świeckiej modnym ostatnio samorozwoju… i na poziomie abstrakcji czują się znakomicie. Spowiednik mój w momencie wręczenia tabelki był jak gen. Patton (pewnie śmieje się jeśli to czyta) i wręczył mi ją gestem mówiącym mniej więcej:
OK, Gnyszka, dość p****olenia. Masz tu tabelkę. W wierszach masz rodzaje aktywności, od Mszy Świętej, przez Różaniec, Anioł Pański, Spowiedź, aż po pracę nad różnymi cnotami. Kolumn masz 31, jak dni w miesiącu. Wypełniaj ją regularnie, a zobaczysz jak jesteś cienki.
Cóż mogę powiedzieć? Właśnie tak się stało 🙂 Tabelka pokazała mi graficznie jak cienki jestem, jak daleko mi do świętości…
Ten front ma wiele odcinków, podobnie jak sam mam wiele wad do wykorzenienia i cnót im przeciwnych do nabycia, ale zgodnie z zasadą Kamila Cebulskiego z jego ostatniej książki, by o celach mówić głośno… niniejszym ogłaszam w sposób szczególny popracować nad lekturą duchową 🙂 Co to znaczy konkretnie?
- w 2014 r. w końcu uporać się z lekturą Pisma Świętego (oznacza to 2 strony dziennie),
- równolegle zawsze czytać jeden rozdział którejś z klasycznych książek teologicznych.
Nie odkrywam tu nic nowego, tylko wracam do zwyczaju, który rozlazł mi się w międzyczasie. Reszta odcinków frontu pozostanie tajemnicą 🙂
———–
Podobnie jak w przypadku poprzedniego frontu, mam prośbę. Żeby mi pomóc – zagadnij mnie czasem o postępy w walce 🙂 A żeby choć trochę podbić mi motywację, udostępnij ten wpis. Im więcej oczu może zobaczyć porażkę, tym bardziej się człowiek uwija. Patrząc na postępy na pierwszym froncie po dwóch tygodniach już teraz widzę jak bardzo prawdziwa to jest zasada 🙂