to, co mi się podoba na corocznym Międzynarodowym Forum Ojców Tato.net, to pewna wspólnota, która się zawiązuje między uczestnikami. Wspólnota oparta na ojcostwie, co w zasadzie ciężko wyrazić słowami. O tym w jednym obrazku chciałem dziś
opowiedzieć.

Wyjątkowa wspólnota

Zawsze mówię, że jeszcze na Międzynarodowe Fora Ojców Tato.net, bo poza wartością merytoryczną, która jest gigantyczna – zarówno na poziomie informacji, jak i inspiracji, ogromną wartością jest znalezienie się w jednym miejscu z setkami innych mężczyzn, dla których z jakiegoś powodu ojcostwo jest ważne.

Jest to coś na tyle wyjątkowego, że łączy nieopierzonych dwudziestokilkulatków z kogucimi czterdziestolatkami i krzepkimi jeszcze sześćdziesięcioparolatkami. Z miasta, ze wsi, z Polski, spoza Polski, drobnych pracowników z eksponowanymi
biznesmenami i urzędnikami państwowymi. To jest niesamowite, przyznacie.

Zastanawiam się nawet, czy na samym Forum – szczególnie, gdy stoisko na nim ma Kawiarz – nie warto skupić się na networkingu, bo nagrania z najciekawszych wystąpień i warsztatów można sobie później kupić w TatoSklepie Fundacji 🙂 Ostatnio wysłuchałem w samochodzie wszystkich, które miałem i było to niesamowite doświadczenie!

k***a

Nie inaczej było i tym razem. Chciałem opowiedzieć w jednej migaweczce – a każdy kto na męskie zwyczaje zrozumie co mam na myśli – jak wielka jest to wspólnota. Na zeszłorocznym forum poznałem pewnego Pana, który jest niezwykle statecznym, porządnym i renomowanym człowiekiem. Ze względu na wiek mógłby śmiało być moim tatą. Ze względu na rangę społeczną – szefem.

Siedzieliśmy obok siebie w tym roku i słuchaliśmy jednego z wykładów. Jego autor opowiadał dużo o alarmujących statystykach ze świata. Przyznam, że choć wiele widziałem, a wyobraźnię mam jeszcze bogatszą… to jednak zrobiły na mnie
piorunujące wrażenie. Na moim rozmówcy także, skoro w pewnym momencie odwrócił się do mnie i na ucho, szeptem, ale trochę jednak teatralnym powiedział soczyste:

O, kurwa!

Tak, tak, staropolskie słowo, które tak wielką karierę robi ostatnio służąc w zasadzie za synonim wszystkiego.

Co to znaczy?

Każdy, kto zna męskie obyczaje wie, że jest jeden dość wysoki stopień spoufalenia dżentelmenów. Jest nim stopień, na którym dwóch statecznych mężczyzn, którzy zajmują jakieś nobliwe miejsca w drabinie społecznej, nawet jeśli jeszcze są na „Pan”…
pozwalają sobie nawzajem przeklinać w swojej obecności.

Czasem odnoszę wrażenie, że to bliższa relacja, niż na „Ty”, które niekiedy jest wymuszone. Bo – jednak – prawdą jest, że w każdym mężczyźnie kryje się chłopiec, taki z procą i niedopałkiem w kieszeni. Nawet jeśli chodzi w bardzo drogim garniturze, albo bardzo kolorowej sutannie.

O przeklinaniu

Na koniec dwie anegdotki na temat przeklinania.

Karierę robi ostatnio nagranie rozmowy Leszka Czarneckiego z szefem KNFu. Jeden z moich kolegów chyba słusznie zauważył, że brzmi ona sztucznie, jakby obie strony coś odgrywały… bo nie ma tam właśnie rzucania mięsem! Porównajmy to z taśmami u Sowy…

I druga anegdota – jeden z kolegów był kiedyś u spowiedzi i wyznał, że nie dość dobrze dba o czystość swojego języka. W odpowiedzi usłyszał:

Nie przejmuj się i nie spowiadaj mi się więcej z przeklinania. Przeklinanie to nie 
grzech, to po prostu chamstwo. Przestań być chamem i tyle.

Dobranoc 😉

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily