Po czym poznasz przedsiębiorcę w restauracji? Po tym, że prosi o fakturę za kawę i ciastko. A po czym w salonie samochodowym? Po tym, że bierze prywatną furę w lizingu na firmę, udając że Mercedes S klasy jest niezbędnie potrzebny do funkcjonowania jego fabryce śrubek, albo ekipie dekarzy. Jeśli uśmiechasz się pod nosem, to pewnie sam jesteś czasem łowcą faktur, zamiast po prostu przedsiębiorcą.

Kawka i ciasteczko

Po raz pierwszy z ideą oddzielania tego co firmowe z tym, co prywatne zetknąłem się parę lat temu dzięki Pani Barbarze Grzelak, współzałożycielce Grupy Atlas, cudownej i przemądrej kobiecie, której wystąpienie o małżeństwie na jednej z edycji konferencji Żyj w Obfitości przeszło już do historii. Byłem z Panią Barbarą na kawie w jej restauracji i gdy przyszło do płacenia, okazało się że Pani Barbara… zapłaciła za nasze spotkanie. Nie było dla mnie zaskoczeniem to, że zapłaciła, bo w sumie zapraszała, ale to, że we własnym lokalu płaci za swoje spotkania. Ale do tego jeszcze druga rzecz. Nie wzięła faktury! Ja rozumiem, że pieniądze spółki pieniędzmi spółki i od biedy można zapłacić, ale w sumie taka fakturka na inną firmę zaoszczędziłaby parę złotych, które nie poszłoby na rozpirz do państwowej kiesy…

Gdyby tak…

Wtedy po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że gdyby wziąć na poważnie to, co my przedsiębiorcy twierdzimy, to jedynym sensem prowadzenia działalności gospodarczej jest optymalizacja podatkowa. Wiedzą o tym wszyscy, którzy zakładanie firmy zaczynali od kombinowania na temat tego jakby tu nie płacić ZUSu, albo udawania, że tak naprawdę prowadzą Ltd. w Londynie 😉

Tymczasem co jest sednem prowadzenia działalności gospodarczej? Mamy tu dwa główne paradygmaty, które się nie muszą wykluczać, jednak bardzo często stoją w sprzeczności. Pierwszy, to po prostu generowanie gotówki. Biznes jest po to, by generować dodatni wynik finansowy. Oczywiście, że tak! Warto o tym pamiętać. Wielu z nas jednak zamiast skupiać się na tym, by tak było poprzez kolejne, żmudne ulepszenia w firmie, co jest bardzo zdrowe i pożądane… Idzie na skróty i skupia się na głupich oszczędnościach, albo braniu udziału w wyścigach na zapłacenie jak najniższego podatku, po to by wyprowadzić pieniądze bokiem, udając że koszty uniemożliwiają wygenerowanie przyzwoitego przepływu. Dlatego ten pierwszy paradygmat w izolacji, bez drugiego jako uzupełnienia – generuje patologie, o których za moment opowiem.

Drugi paradygmat, to budowanie wartości przedsięwzięcia. Gdy weźmie się go na sztandar, wówczas paradoksalnie zależy nam na… płaceniu jak najwyższych podatków. Dlaczego? Bo firma, która płaci duże podatki z reguły płaci je, bo dużo zarabia 🙂 Upraszczając – większość podatków jest dodatnio skorelowana z zyskownością przedsięwzięcia. A przecież najprostsze metody wyceny przedsięwzięcia polegają na pomnożeniu wskaźników zyskownościowych poprzez jakiś współczynnik…

Po co jednak budować wartość, skoro w zasadzie liczy się bieżący przepływ i to, co można sobie z firmy podebrać na bieżąco?

Branża medyczna


Odpowiem przypowieścią z życia wziętą, a kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha 🙂 Była sobie na Pomorzu firma rodzinna, sieć gabinetów lekarskich i to nawet chyba poszerzona o szpital. W związku z problemami z sukcesją (młode pokolenie nie garnęło się zbytnio do zastąpienia Seniorów), zaczęła rozglądać się za możliwością sprzedania firmy budowanej mozolnie przez 30 lat. Traf chciał, że dość szybko trafił się fundusz ze Skandynawii, który bez zbędnych ceregieli przejął biznes za okrągłe 20 000 000 zł! Super! Mieć do rozpirzenia 20 milionów na ostatnie średnio 15 lat życia to jednak nie jest zła rzecz, prawda? 🙂

Rodzina odetchnęła z ulgą i zajęła się możliwościami lokacyjnymi dla gotówki.

Humory popsuła im jednak informacja, która gruchnęła na rynku rok później. Sieć gabinetów po roku przejęli Anglicy za… 40 000 000 zł! Dwukrotnie więcej! Skandal! Rozbój w biały dzień! Spisek… jak Skandynawowie podwoili wartość firmy z 30-letnim stażem w rok? Przecież to niemożliwe bez wstawienia tam sprzętu o wartości 20 milionów, albo chociaż podwojenia wyniku finansowego. Nic z tych rzeczy. Skandynawowie po prostu uporządkowali papiery i przygotowali firmę na sprzedaż. Nic więcej. Nic.

Wystarczyło zmienić podejście – z patrzenia na firmę jak na dziecko, łamane przez dojną krowę, co jest typowe dla typowego Janusza, na patrzenie na firmę oczami inwestora, co już w Polsce takie typowe nie jest.

Świat

Janusz łowi faktury, by zapłacić jak najmniejszy podatek, jakby było to sensem prowadzenia firmy. Inwestor ma świadomość, że na koniec dnia najważniejsza będzie wartość jego firmy – zarówno wtedy, gdy będzie chciał ją sprzedać w całości, w części, jak i wtedy, gdy będzie chciał przejąć inne przedsięwzięcie. W każdym z tych przypadków najważniejsza będzie wartość firmy, a nie to ile futer Janusz kupił Grażynie i ile Rolexów pokupował dla bratanków na I Komunię.

Optymalizacja

Co zatem z przykładami wieeeeelkich firm, które się agresywnie optymalizują, udając w Polsce, że nic nie zarabiają? Zauważmy dwie rzeczy. Inaczej zachowują się w krajach macierzystych, Polskę wciąż traktując jako bantustan. I dwa – one nie muszą udowadniać swojej wartości. Każdy chce być ich akcjonariuszem bez względu na wszystko.

Przypomina mi się w tym momencie anegdota jednego z Członków Towarzystw Biznesowych. Opowiadał mi jak ruszał z nowym, bardzo dynamicznym biznesem i zaczął ze wspólnikami od wizyty u dobrego, drogiego doradcy podatkowego, by ustawił im te sprawy. Doradca popatrzył sceptycznie na skomplikowane wstępne szkice całej struktury holdingowej i zapytał ile zysku planują w najbliższym roku. choć odpowiedź już liczyła się siedmioma cyframi, odpowiedział:

Panowie, wróćcie, gdy biznes będzie generował przynajmniej milion złotych zysku miesięcznie. Wtedy będzie warto poświęcić czas i moce obliczeniowe mózgu na optymalizację. Na razie niech się Panowie po prostu zajmą powiększaniem biznesu. Teraz na porządną optymalizację Panów nie stać, a słabej nie polecam, bo z więzienia ciężko się prowadzi firmę.

Nic dodać, nic ująć 🙂

Jeśli…

…chcesz spojrzeć na swój biznes inaczej w tym roku, to koniecznie rozważ udział w dwóch wydarzeniach. Business Mastermind in Management w Pałacu Cieleśnica oraz seminarium Miracles of Capital w warszawskim Hotelu Polonia, o którym pisałem już kiedyś na blogu (tekst pt. 3 rzeczy, które poznałem od singapurskiego inwestora, a które zryły mi beret).

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily