Najkrócej rzecz ujmując – nic. Zupełny null. Ale to jednak lekka przesada, przecież każdego z kimś łączy coś, nawet malutkiego. Taką rzecz znalazłem myśląc o panu Ryszardzie.

Ideas have consequences?
Sferę ideową zostawiam na boku. O politykach nigdy nie wiadomo w co wierzą i co planują, a jedynie wiadomo, co chcieliby, żeby ludzie o nich myśleli. Dlatego tutaj nie szukałem, bo gościa, pana Ryszarda, po prostu nie znam.

Facebook, głupcze!
Przeglądając jednak pewien portal społecznościowy, natrafiłem na zestawienie dwóch zdjęć. Na jednym Pan Ryszard otoczony był tłumem nieprzebranym zwolenników. Na drugim zaś, zrobionym z pobliskiego budynku, z góry – otoczony garstką statystów, którzy robią za zwolenników. Oh wait… przecież to były dwa zdjęcia tej samej sytuacji! Zobaczcie sami:

Krótki kadr versus szeroki

Krótki kadr versus szeroki

Sztuka organizowania eventów
Wtedy poczułem swego rodzaju sentyment i zrozumienie dla Pana Ryszarda. Ja też miałem w życiu taką sytuację, w której z guana musiałem ukręcić bicz. Postanowiłem Wam o niej opowiedzieć, byście się czegoś nauczyli z mojej porażki.

Otóż, podobnie jak Pan Ryszard, zorganizowałem event. Podobnie jak Pan Ryszard – poniosłem porażkę frekwenycjną. Muszę jednak uczciwie dodać, że moje wydarzenie było jednak liczniej odwiedzone, niż szalone wiece Pana Ryśka… 😉

Koncert

To był koncert. Kosztował mnie chyba z kilkanaście tysięcy złotych. Koncert był biletowany, a występowała na nim mega gwiazda muzyki chrześcijańskiej. Nie było opcji, żeby koncert się nie sprzedał i nie wygenerował zysku dla organizacji dobroczynnej, dla której de facto go robiłem. Będąc przekonanym o powodzeniu, postanowiłem zaryzykować w stu procentach. Gdy pojawi się nadwyżka – mój partner zarobi, ja nie stracę. Gdy pojawi się strata – mój partner nie straci, stratę pokryję ja.

Cóż, faktycznie w owym czasie byłem zbyt hojny, dziś na takie ryzyko raczej bym nie przystał.

Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że na koncert nie przyszedł pies z kulawą nogą, a ludzi którzy przyszli, musieliśmy – by jednak kogoś na koncercie mieć – wpuszczać za darmo, albo półdarmo, bo gdy usłyszeli, że trzeba zapłacić, rezygnowali. Dlaczego rezygnowali?

No właśnie…

Okazało się, że ten sam zespół dokładnie za tydzień gra darmowy koncert w Warszawie. DARMOWY.

Przygotowanie stanowiska pracy to połowa sukcesu

Ten nagłówek, to cytat z mojej Mamy. Pełna zgoda. Można by płakać, że firma eventowa, która nas obsługiwała zawaliła, proponując akurat tych muzyków na koncert biletowany, ale to była wtopa mojego zespołu, że nie sprawdziliśmy dostawcy. Komuniści nie mieli racji, ale co do tego, że

kontrola wyższą formą zaufania

to mieli jednak dobrą intuicję 😉

W obliczu klęski pożałowałem w pierwszym momencie, że ściągnąłem mocną ekipę do filmowania i pstrykania całego wydarzenia. Szybko jednak powołaliśmy sztab kryzysowy z Frankiem Niemyskim na czele (Franka możecie spotkać na śniadaniach Towarzystwa Biznesowego Warszawskiego, którego jest Prezesem) i stłoczyliśmy ludzi po jednej stronie sali, tak by zdjęcia i nagranie z większości perspektyw wyglądały na tłumy Petru.

Udało się, wyszło nawet lepiej niż Panu Ryszardowi.

Jaka stąd nauka?

Ten wpis powstał nie tylko po to, żeby pośmieszkować z Pana Rysia, ale przede wszystkim po to, żebyście wiedzieli, że zasada ograniczonego zaufania, to bardzo dobra zasada nie tylko na drodze, ale także w biznesie. Gdybym ją wtedy zastosował, nie tylko miałbym w portfelu tych kilkanaście tysięcy więcej, ale i parę siwych włosów mniej, nie mówiąc o straconym weekendzie. Tym bardziej, że wpływy jakie się pojawiły, choć były niewielkie, to nie zmniejszyły mojej straty, ale poszły na konto partnera i to chyba z jakąś dopłatą ode mnie, by całość lepiej wyglądała 🙂

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily