Wczoraj Dzień Dziadka, przedwczoraj Dzień Babci, po raz pierwszy uzmysłowiłem sobie, że obchodzić mogę go równie dobrze w Zaduszki, bo wszyscy moi Dziadkowie są już po tamtej stronie. Trochę smutno, choć znając ich życie to nawet wesoło… ale jeszcze weselej zrobiło mi się, gdy uzmysłowiłem sobie, że w czerwcu 2021 napisałem wiersz o Dziadku Piotrze (zresztą nie jest to pierwszy wiersz z tej serii). Przeczytawszy go stwierdziłem, że nadal mi się podoba i – podobnie jak poprzednim razem wiersz o ks. Jerzym – pokażę go Wam.
A oto wspomniany wiersz, jeszcze bez tytułu:
Hitler nieco się zdziwił
lądując w piecu.
razem z pogruchotanymi ramami
gdy wróciłeś z Berlina
by na nowo zostać rolnikiem.
Przy tym piecu zawsze siedziałeś
jakbyś pilnował
żeby Niemiec przypadkiem z zeń nie wylazł.
Zawsze uśmiech na twarzy
albo zamyślenie
i kłęby dymu, jak kłęby myśli
no i mruknięcia raczej
niż pełne zdania.
Mój dziadek, choć żołnierz, miał dużo z kota
siadywał przy piecu i mruczał
chociaż koty przecież nie palą…
Miałeś zimne dłonie, gdy je ostatni raz
całowałem w trumnie.
Zimne jak lufy karabinów
które strzelały salwę na pożegnanie
i jak lufa tej armaty
którą odebrałeś Hitlerowi Berlin
i która wtedy grzała się do czerwoności.
Nie wiem, kiedy wydam nowy tomik, ale pewnie kiedyś to nastąpi 🙂 Tymczasem polecam ostatnie sztuki Pierwszych Wierszy. Jeśli chcesz pogadać o tym wierszu, zapraszam na facebooka, pod ten wpis: