Jak pewnie wiecie, wakacje w Ustce spędzam corocznie od wielu już lat. Od 2002 roku miałem okazję spać w Ustce w wielu lokalizacjach. Domy wczasowe, kwatery prywatne, hotele. Od kilku lat nic nie zmieniam, nawet w chwili pisania tego posta tu jestem, i dosłownie przed paroma dniami dowiedziałem się jak dobry jest to wybór. O tym właśnie dziś opowiem. Bo wiem już na pewno gdzie spać w Ustce 🙂

Małe przypomnienie

Na początek, żebyście sobie nie myśleli, że jakiś ustkowy żółtodziób do Was pisze, przypomnę swój legendarny tekst sprzed lat o tym dlaczego jeżdżę na wakacje tylko do Ustki:

Zarówno Herbaciarnia, jak Maksio od tej pory mocno się zmienili. Tylko Oleńka wciąż jak nastolatka

Od tamtej pory musiałem go zaktualizować tylko raz.

Gdzie już miałem okazję spać

Moja przygoda z Ustką zaczęła się od noclegu w ówczesnym Hotelu Azoty (dzisiejszym Hotelu Ustka) przy ul. Wczasowej. To był 2003 r. i śniadania w owej lokalizacji – która właśnie przeżywała niebywałą popularność wśród niemieckich emerytów i obsługujących ich biur podróży – przekraczały wszystko, co potrafił sobie wyobrazić człowiek urodzony w Polsce pod koniec lat 80-tych. Słodkie rogaliki bez limitu, różne rodzaje pieczywa, jogurty, sałatki, wszystko to na stole szwedzkim, który spełniał wszystkie kryteria rogu obfitości. To były czasy!

Później zaczęliśmy eksperymentować z Domem Wczasowym Perła, który z kolei należał do Anwilu. Ośrodek nawet jak na owe czasy w niższym standardzie, niż Azoty, ale kuchnia dawała radę. Byliśmy tam nawet z Oleńką pewnego razu między Świętami i Nowym Rokiem… i było to zdecydowanie epickie doświadczenie 😀 Oba ośrodki zdecydowanie preferowane są przez starszą klientelę, dlatego gdy kilka lat temu wybraliśmy się tam z Maksiem i małym Antosiem, stanowiliśmy główną atrakcję.

Jeśli chodzi o kwatery prywatne, to w zasadzie, gdy odkryliśmy z Oleńką Panią Irenkę przy pl. Wolności, byliśmy jej już wierni (choć pierwsza chronologicznie była kwatera w bliźniaku przy Kościuszki 2b). Pani Irenka już prawdopodobnie nie żyje, ale skradła nasze serca swoją zażywnością, dowcipem i opowieściami o życiu (w tym słynnym kawałem sprzed wojny o dziewczynie mającej nóżki jak sarenka). Swoją drogą, z pewnością starsi państwo z Kościuszki już pewnie też nie żyją.

O tym, że warto było się pewnego razu wybrać do Hotelu Grand Lubicz nie muszę chyba wspominać. Imponujący – mimo swojej gargantuiczności – obiekt z ciekawą historią, która trochę przypomina powstawanie feniksa z popiołów. Brawa dla właścicieli, bo obsługa jest na fantastycznym poziomie – nie gorszym niż jakość wykończenia wnętrz, która jest wprost niewyobrażalna jak na taką skalę obiektu (doceniam to, że Lubiczowie nie poszli na skróty wzorem Gołębiewskiego, którego hotele jednak trącą tanizną wykończeń).

Gdzie spać w Ustce?

To wszystko jednak zbladło, gdy odkryliśmy apartamenty Sun And Snow przy Wczasowej, które wymieniłem we wpisie o 10 powodach, dla których jeździmy tylko do Ustki. O tym, dlaczego warto akurat tam, szerzej opisałem we wpisie, jednak w tym roku doszedł kolejny argument. Jesteśmy tu już przeszło 2 tygodnie i planowaliśmy nawet spędzić na miejscu półtora miesiąca, jednak na przeszkodzie stoi to, że ktoś już wynajął nasz apartament od 3 czerwca. Szukając alternatywy, przedzwoniliśmy pod numer z ogłoszenia po drugiej stronie ulicy, gdzie mieści się dość nowy blok, więc być może można liczyć na podobny standard, co na tym osiedlu.

Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że cena doby w tym mieszkaniu była tylko nieznacznie niższa od ceny doby w naszym ulubionym apartamencie, który właśnie zajmujemy 🙂 A różnica z punktu widzenia użytkownika jednak znacząca – tutaj mamy miejsce parkingowe w garażu podziemnym, sprzątanie na życzenie, wsparcie recepcji (drukarka!), czy choćby Pana Złotą Rączkę, który jest lekiem na całe zło.

Nie ma to jak utwierdzić się w dobrej decyzji 🙂 Odpowiadając na tytułowe pytanie – w moim prywatnym rankingu najlepszym miejscem do spania w Ustce są apartamenty Sun And Snow przy Wczasowej. Co było do udowodnienia 🙂

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily