Choć  nie jestem ojcem z pięćdziesięcioletnim stażem, zaraz Wam powiem co uważam za jeden z największych błędów popełnianych przez rodziców. Mam nadzieję, że kiedyś mi za to podziękujecie 🙂

Klepanie po plecach

Zacznijmy od tego, że lubiłem zarówno przedszkole, jak i wszystkie szczeble szkoły. Sorry. Mimo tego, że nie jestem entuzjastą państwowej ingerencji w życie rodzin, to jednak miałem duże szczęście, bo na wszystkich poziomach edukacji nie zabili we mnie pasji. Ulubioną rozrywką w wakacje, na którą zawsze niecierpliwie czekałem, było czekanie na sierpień, gdy można już było kupić podręczniki. Wtedy zamykałem się w pokoju i je czytałem, nie mogąc się doczekać momentu, aż będę się mógł tego wszystkiego nauczyć.

Coś, co denerwowało mnie zawsze, to było klepanie po plecach, którego na szczęście sam mało doświadczałem, ale obserwowałem wokół siebie.

Photo credit: Eduardo Amorim / Foter / CC BY-NC-SA

Photo credit: Eduardo Amorim / Foter / CC BY-NC-SA

Chyba każdy z nas doświadczył sytuacji, gdy przyjeżdżając do rodziny, albo starych znajomych przed maturą, albo na początku liceum był pytany o to jak idzie w nowej szkole, albo przygotowanie do matury… i zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, już doświadczał objawów współczucia:

– Oooo tak, na architekturze najgorsza jest fizyka budowli.

– Oj, współczuję Ci zajęć z mechaniki z iX-em, albo Y-grekiem, to bardzo ciężka działka.

– Ciężko w liceum, co? No tak, to już jest co innego, niż dotychczas, na pewno jesteś zmęczony…

– Matura! Ojej, na pewno się bardzo stresujesz, bo to przecież trzeba umieć całe trzy lata i teraz tylko miesiąc, żeby się nauczyć!

I tak dalej…

Tymczasem prawda jest taka, że nie rozmawiamy o jakiejś wielkiej gimnastyce intelektualnej, tylko tym, co od wieków z palcem w nosie robi dana grupa wiekowa i jeśli nasze dziecko nie odbiega znacząco od normy, nie ma powodów by robić z niego kogoś, kto ma wyjątkowo pod górkę. Nie. Po prostu robi to, co do niego należy w tym wieku, a prawdziwe wyzwania leżą daleko poza tymi omówionymi wyżej. Prawdziwe wyzwanie w tym wieku to finał olimpiady przedmiotowej, albo zgłoszenie patentowe, a nie zdanie matury! Tym bardziej w dobie tzw. nowej matury, if you know what I mean 😉

Podsumowując

Musisz uniknąć dwóch ryzyk:

  • Nie bądź dla dziecka zrzędą, która marudzi na temat dzisiejszych czasów stawiając wygórowane wymagania ze złotych czasów, gdy Ty się uczyłeś poważnych rzeczy, a nie głupot,
  • Nie bądź dla dziecka tym bardziej współczującą ciotką klotką, która każde osiągnięcie traktuje jak zdobycie księżyca.

Jeśli klepiesz po plecach, to nie po to, by pocieszyć swoje biedactwo, ale raczej trzaśnij mocniej w łopatę i powiedz:

Good job man! Zaraz otwieramy szampana, albo chociaż Paprykarz Szczeciński! A już za rogiem czekają nas jeszcze ciekawsze cele do osiągnięcia!

Bądź więc bardziej trenerem, który owszem celebruje nawet drobne sukcesy, ale zawsze stawia emocjonujące wymagania i prowadzi do ich realizacji. Dopinguje, uczy i zachęca, zamiast pomagać osiąść na laurach po byle osiągnięciu i użalać się nad porażkami. Buduje cnotę… MĘSTWA! Bo to o nią tak naprawdę tu chodzi.

Po co?

Oczywiście po to, żebyś nie musiał ubolewać nad upadkiem następnych pokoleń ilustrując to przykładem swoich dzieci (choć i tak nie w pełni nad tym panujesz). Ale to cel bliższy i oczywisty. Jednak cel długofalowy, jest fajniejszy.

Celem jest to, by twoja rodzina stała się rodem. Tak, rodem. Sławnym, starym i powszechnie poważanym. Celem jest to, by o Tobie jako praszczurze i Twoich potomkach mówiono z szacunkiem, oraz by wiedziano, że jak Twoja rodzina za coś się bierze, to będzie to zrobione dokładnie tak, jak to cechuje Wasz ród.

Podoba się?

To teraz masz zadanie. Musisz przeczytać jedną książkę. Napisał ją pod koniec XIX wieku francuski intelektualista i ksiądz, Henri Delassus. „Duch rodzinny…” – tę ksiązkę musisz przeczytać i to zaraz. Inaczej nie stworzysz żadnego rodu, tylko grupę ludzi, których łączy jedno nazwisko i raz na jakiś czas walka o spadek. Sorry, taki mamy klimat.

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily