Chciałem zacząć ten wpis od zdania o tym, że nie ma chyba osoby, która nie słyszałaby o MLMach… jednak przedwczoraj taką osobę właśnie spotkałem 😀 Muszę więc zacząć inaczej. Jak? Może tym, że ten tekst nie powstałby, gdyby nie prośba, którą wysłała do mnie jedna z Czytelniczek. Chciała koniecznie dowiedzieć się co sądzę o MLMach. Spotkała się po latach ze znajomym… i szybko była zniesmaczona. Właśnie na tym spotkaniu dowiedziała się co to za zwierz, ten cały emelem. No to ja Wam teraz powiem co myślę. Zapnijcie pasy i poprawcie laczki na nogach, żeby się nie zsunęły.

Wstęp – co sądzę o MLMach

Wielu ludzi, gdy słyszy networking odruchowo myśli MLM. I pewnie niechcący umocnię to skojarzenie pisząc osobny wpis o tytule, który widnieje powyżej. Cóż, nie dbam o to – gdy Czytelnicy proszą, Gnyszka musi 😉 Stosunek networkingu do MLMów (czyli firm opartych o model multi level marketingu, albo czasem network marketingu) jest mniej więcej taki jak tężyzny fizycznej do wojska. Tężyzna, to zdrowie i jako taka godna jest propagowania zawsze i wszędzie. Wojsko bez tężyzny fizycznej jest jak karabin bez iglicy, siostry Godlewskie bez tipsów, albo Wałęsa bez Matki Boskiej w klapie. Wojsko opiera się na wysportowanych żołnierzach – musowo! Jednak każdy sportowiec jest żołnierzem? Nie pytam o brydżystów i peerelowskich piłkarzy CWKS Legia na wojskowych etatach. Nie. Oczywiście, że nie.

Jeśli ktoś uprawia networking, nie znaczy, że działa w MLMie. Jesli ktoś działa w MLMie, to oznacza to zarazem w 100%, że na pewno próbuje uprawiać networking. Niestety – nader często próbuje uprawiać, a nie uprawia. Pisałem o tym zresztą w swojej książce przynajmniej parę razy.

Kilka historii z życia wziętych

Na czym polega problem z MLMami bardzo dobrze pokazuje historia Czytelniczki, która prosiła o ten wpis. Oto odezwał się po latach znajomy, z którym chętnie się spotkała, by bardzo szybko tego pożałować. Dlaczego? Bo bardzo szybko okazało się, że chciał po długim czasie odświeżyć znajomość nie po to, by ją odświeżyć, lecz po to, by zrekrutować ją z mężem do MLMa, w którym działa 🙂 Brzmi znajomo? No, to posłuchajcie czterech moich historii – dwóch złych i dwóch dobrych. I to w zasadzie wszystkie moje historie.

Aha, oczywiście gdyby kolega mojej Czytelniczki czytał moje wiekopomne dzieło:

to by wiedział gdzie popełnia błąd 😉

Tomek

Tomka ostatni raz widziałem w podstawówce. Odezwał się więc do mnie po dobrych 15 latach z prośbą o spotkanie. Zgodziłem się bez wahania z dwóch względów. Pierwszy – dla zasady. Poważnie traktuję ludzi, których Opatrzność postawiła na mojej drodze i zawsze mnie ciekawi co u nich. To w sumie wystarcza 🙂 Był jednak drugi powód. Kiedyś w szkole wkropiłem Tomkowi (oczywiście istniały ku temu silne przesłanki) i miałem z tego powodu nawet poczucie winy. Tym bardziej byłem chętny na spotkanie.

Było ono dla mnie przykładem tego jak nie należy działać w MLMie. Wprawdzie zostałem kurtuazyjnie zapytany co tam u mnie, jednak dalszy rozwój wypadków pokazał, że nie tylko nie zostałem zrozumiany, co nawet pewnie usłyszany. Tomek zaproponował, żebym dystrybuował perfumy. Tak bezpośrednio, z ręki do ręki. Więc mówię, że trochę mi nie wypada się takim handlem obnośnym parać, bo w sumie jestem Założycielem Towarzystw Biznesowych, to trochę taka nobliwa funkcja… Tomka nie zbiło to z pantałyku. Przecież przedsiębiorcy muszą dobrze pachnieć! Flakon będzie szedł za flakonem. Ciach.

Witek

Kolejnym orłem był pewien Witek, którego imię brzmi nieco inaczej. Gwiazdor telewizyjny, niezwykle uśmiechnięty. Spotkał się ze mną w nieistniejącym już klubie przy Złotych Tarasach, niezwykle żenującym miejscu, gdzie dotychczasowe specjalistki sprzedaży abonamentów na siłownię przedzierzgnęły się w specjalistki obsługi zylionerów, których nie stać na własne biuro, więc muszą tyrać w coworku, który udaje luksusowe apartamenty. Kto wie, ten wie 😉

No więc Witold podobnie – dużo się uśmiechał, dużo kiwał głową, ale im więcej się uśmiechał i im więcej kiwał głową, tym mniej mnie słuchał. Czułem to każdym milimetrem kwadratowym skóry 😀 W moim detektorze żenady wskazówka zaczęła kręcić się bez opamiętania w kółko!

Gdy w książce piszę, że networking to budowanie relacji, a nie ich imitowanie, to jako zaprzeczenie mam właśnie przed oczami owego Witusia. Brrrr…

Marek

Z pozytywnych przykładów, warto podać Marka. Jest z Lublina i tam właśnie stara się szerzyć zdrowe podejście do MLMów. To człowiek, który kocha innych i swoją pracę rozumie jako spełnianie potrzeb innych ludzi. Bez nachalności, bez natarczywości, jak każdy normalny człowiek na dowolnym rodzaju rynku. Do tego wierzący, skromny i prawy człowiek. Fajnie, co?

Dorota

Jest też Dorota, matka wielodzietna i na dodatek matka jednego niepełnosprawnego syna (o ile dobrze pamiętam). Dystrybuuje kosmetyki i genialnie wychowuje swoje dzieci. Owoc? Syn wszystkie pieniądze inwestuje w kury i sprzedaje ekologiczne jajka w modelu adoptuj kurę, czyli abonamencie na jajka od danej kury 🙂 Jak dla mnie – kobieta nie tylko z ikrą, ale i żelazną wolą. Dzięki kosmetycznemu MLMowi nauczyła się handlu, umiała to uogólnić na biznes w ogóle… i rok temu poszła za ciosem, tworząc wraz z mężem kawiarnię w rodzinnym mieście. Idą jak burza, a ja im kibicuję.

Rzeczy, które mnie w MLMach rażą

Poza wnioskami, które można wyciągnąć z analizy dwóch pierwszych historii – czyli instrumentalnym traktowaniu relacji – MLMy rażą mnie ze względu na swoją poetykę. Albo to poetyka wzniosło-pierdząca, albo prymitywno-nuworyszowska. Co przez to rozumiem? W sumie, to nie muszę chyba definiować – ci, którzy zetknęli się z nieudolnymi MLMowcami wiedzą o co chodzi i pewnie już się podśmiechują z nazw, a ci, którym nie było to jeszcze dane – zadziwią się jak trafne rzeczom dałem słowa 😉

Odnoszę nawet wrażenie, że pozytywne przykłady, które wyżej wymieniłem są pozytywne pomimo tego, co ładują im firmy, dla których pracują. I pewnie trochę tak jest. Pewnie najgorzej mają ci, którym MLM wypełnia całkowitą życiową pustkę, nie zostawiając nic z własnej osobowości, kręgosłupa, ideałów, czy choćby zainteresowań (no bo ileż można interesować się biologicznie czystymi molekułami jakiegoś preparatu, albo właściwościami mazidła do demakijażu, czy innej ondulacji).

Mitologia MLMów

Razi mnie też emelemowa mitologia, ale ją w zupełności rozumiem. Ma ona wiele składników, jednak jednym z ważniejszych jest prezentowanie MLMu jako epokowej rewolucji, przeciwstawianie go tradycyjnemu biznesowi, to w sumie mądre posunięcie. Jednak handel obwoźny, branie produktów w komis, czy wszelkie inne rozwiązania, na których tego rodzaju biznes się opiera mają ponad 100-letnią tradycję. To nie jest zarzut i w niczym nie umniejsza wspaniałości tych MLMów, które są wspaniałymi firmami (tylko nie pytajcie mnie co to znaczy, że firma jest wspaniała – to materiał na osobny wpis, albo i książkę). Jest to raczej tylko stwierdzenie oczywistości 🙂 Większość MLMów to po prostu zwykłe biznesy handlowe ze szczupłą strukturą sprzedaży.

Dwa rodzaje literatury

Podobnie z MLMami jest do literatury motywacyjnej, bo chyba tak można nazwać cały segment książek o tematyce okołobiznesowej, czy okołopieniądzowej, która skupia się głównie na tym, by dodać człowiekowi skrzydeł. Jedne odwołują się do rozumu, drugie do emocji. Jedne przemawiają do rozsądku i pokazują szanse, których człowiek na przykład przez nadmierny pesymizm, czy chorobliwy brak poczucia własnej wartości nie dostrzega… drugie kłamią i mydlą oczy obiecując złote góry. Podobnie z MLMami – jedne są dobrą szkołą rzemiosła handlowego z niskim progiem wejścia, drugie z kolei to niemal pranie mózgu i sprzedawanie marzeń poranionym ludziom, którzy sądzą, że pieniądze zasypią dziurę w sercu i umyśle. jedne pokazują szansę, drugie zaszczepiają chciwość i idący za nią brak poczucia żenady.

Bo jednak wielkim smutkiem napawają filmy takie jak te:

A jeszcze większym poczuciem zażenowania bombastyczne konferencje i zjazdy z rytualnym graniem na emocjach i chciwości poprzez odbieranie mercedesów, niekończące się oklaski i inne świecie rytuały.

Trzeźwe uwagi Dra Wonga

Kiedyś na początku jednej z edycji seminarium MOC Poland, o którym pisałem we wpisie pt. 3 rzeczy, które poznałem od singapurskiego inwestora, a które zryły mi beret, Dr Wong pół żartem pół serio powiedział, że rozwiewa wszelkie wątpliwości i szkolenie, w którym właśnie uczestnicy wezmą udział nie jest żadnym MLMem. Tu będziemy bowiem mówili o wielkich rzeczach i wielkich pieniądzach, tymczasem na liście Fortune500 firm działających w modelu MLM prawie nie ma 😀 Choć tego nie sprawdzałem, zakładam że to prawda i to piękny kamyczek do ogródkach tym, którzy niezwykle przeżywają to, że usłyszeli iż MLM to biznes XXI wieku i niebywała szansa na nie wiadomo w sumie co.

Śmieszki z MLMów

Jak widać po tym filmie:

nie tylko we mnie i nie tylko w Polsce specyficzna poetyka, czy obyczaje ludzi zaangażowanych w MLMy budzą czasem wesołość.

Wnioski?

Nie oczekujcie jednak ode mnie, że zamknę temat rytualnym dla niektórych:

hehehe, emelemowcy to tępi ludzie, a emelemy to oszustwa i piramidy finansowe, hehehe.

Nie zrobię tak z wielu powodów. Dla przykładu – czym w istocie różni się praca pośrednika finansowego, agenta ubezpieczeniowego, czy wreszcie nawet właściciela placówki franczyzowej banku od MLMu?

Z innej beczki. Jeśli każden jeden MLM jest piramidą finansową, to czym bywają poważne niby biznesy, których właściciele chcieli dorobić się na naiwności własnych inwestorów? Wiele takich przykładów znajdziemy w skądinąd poważnej branży, jaką jest bankowość.

Moim zdaniem możliwe jest znalezienie uczciwej, rzetelnej i nie bazującej na chciwości oraz sprzedażowym mambodżambo firmy opartej o MLM. Wtedy jest to po prostu szansa na szybkie przychody przy niskim progu wejścia. Tego przykładem są Marek i Dorota. I jeśli takie firmy sobie znajdziecie – gorąco polecam, jeśli nie ma innego pomysłu w głowie, a kooperacja przynosi sukcesy. Strzeżcie się jednak czarodziejów i MLMowych nakręcaczy emocji. Co rzekłszy, gorąco wszystkich pozdrawiam i proszę o własne historie w komentarzach!

Postscriptum

Dlaczego biały mercedes jako ilustracja tekstu? No kaman… przecież większość MLMowiczów marzy właśnie o zostaniu purpurowym diamentem i odebraniu białego merca od prezesa firmy, dla której pracuje 😉

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily