Czyli wszystkie sekrety Watykanu, o których poznaniu zawsze marzyłeś 😉
Dawno, dawno temu, gdy po raz pierwszy czytałem Dzieje duszy św. Tereski, moją uwagę przykuł opis jednego ciekawego zwyczaju.
Św. Tereska pisała o swoim ogromnym pragnieniu pojechania do Rzymu i spotkania tam Ojca Świętego. O ile dobrze pamiętam, Leona XIII. A w ogóle to być może nie marzeniu, ale o fakcie bycia w Rzymie i odbycia krótkiej audiencji, by prosić o dyspensę na wcześniejsze przyjęcie do Karmelu. Nieważne. Istotny jest zwyczaj, który opisała, a który mnie rozbawił.
Zanim go opiszę, jedna uwaga. Nie rozumiesz co napisałem wyżej, tzn. myślisz, że chodzi o jakiś dyspenser do nakładania toffi? Znaczy, że o katolicyzmie wiesz mało i musisz się podszkolić 😛
Na czym on polegał, ten zwyczaj?
Ano na tym, że Papieża na powitanie całowało się w buta 🙂 Czadzik, prawda? Nie w pierścień, ani w dłoń, nie waliło się szejkhenda, jak niektórzy dzisiaj. W buta się całowało i tyle!
Mam świadomość, że w porównaniu z bizantyjskim ceremoniałem, to prawie jak wchodzenie na imieniny Wałęsy w dresie, ale przecież zawsze papiści byli nieco bardziej zachowawczy, niż spadkobiercy Justyniana.
Od tamtego momentu marzę sobie, by będąc kiedyś na audiencji, pocałować ówczesnego Papieża w buta, nawet jeśli będzie się wzbraniał. Należy się jak psu buda.
Dlaczego o tym piszę? Otóż, wczoraj wieczorem natrafiłem na ciekawy film z Mszy papieskiej za pontyfikatu Benedykta XVI. Spektakularnego cmoka w obuwie dostał On od arabskiej katoliczki:
Cóż, zawsze twierdziłem, że możemy się uczyć kultury od konwertytów i katolików ze starożytnych wspólnot 🙂