Lubię od czasu do czasu opowiedzieć Wam jakąś historię. Dziś opowiem Wam historię, która nie tylko rozbawiła mnie do łez, ale i wprawiła w zadumę nad dawno minionymi czasami. To będzie historia o Zaporożcu.
Rafał
Tę historię opowiedział mi Rafał. Z uwagi na jego anonimowość nie będę o nim zbyt wiele mówił, może poza tym, że bardzo go lubię i jest arcyciekawym człowiekiem. No więc tenże Rafał opowiedział mi historię Zaporożca, którego pewnego dnia kupił sobie komendant liceum wojskowego o profilu muzycznym gdzieś na Pomorzu, chyba w Trójmieście. Jaki związek z nim ma Rafał? Był uczniem tej placówki i grał na… hmm… nie pamiętam dokładnie, ale chyba na czymś dętym.
Komendant
To była jeszcze komuna, a komendant szkoły postanowił zainwestować w radziecki cud motoryzacji. Lśniący Zaporożec stanął na licealnym parkingu, wewnątrz jednostki i… nie był używany. Nie wiadomo dlaczego, ale komendant go w ogóle nie używał. Zaporożec stał i stał… a chłopcy ćwiczyli musztrę i ćwiczyli, na placu apelowym nieopodal parkingu. Wiecie co było dalej?
Crash testy
Dalej były już tylko crash testy. Zaporożec postał samotnie parę miesięcy, dzięki czemu wrażenie jego bezbronności utrwaliło się w głowach uczniów i postanowili strucla nieco rozruszać. Za którymś razem udało się wedrzeć do środka, dwóch kolegów zasiadło za sterami wahadłowca, a reszta rocznika robiła za napęd. Świetnie przeszedł test zderzenia z trzepakiem, klombem, trochę gorzej ze ścianą z betonowym płyt. Z każdym tygodniem był bardziej wybrakowany.
Crowdfunding
Wreszcie przyszedł koniec roku i komendant widząc skalę zniszczeń zarządził zrzutę na siebie samego na pokrycie kosztów Zaporożca. Cały rocznik zobowiązany był ze swoich poborów (a żołd ponoć nie był niski) oddać komendantowi cząstkę wartości samochodu. Sam samochodzik zaś całe wakacje cierpliwie przestał na parkingu, sprawcy zaś rozjechali do rodzin. Zaczął się jednak nowy rok szkolny, a wraz z nim – zaraz na początku – wizytacja wyższych władz wojskowo-pedagogicznych.
Kurhan
Jak przed każdą wizytacją w takiej instytucji, chłopcy zajęli się malowaniem krawężników na biało, czesaniem trawy i szczotkowaniem korytarzy szczoteczkami do zębów. Pojawił się jednak problem – co zrobić z wrakiem cały czas szpecącym parking w jednostce?
Komendant wpadł na genialny pomysł! Na zieleńcu w pobliżu parkingu odbyła się zbiórka. Chłopcom rozdano łopaty. Godzina kopania i dół był na tyle duży, by przyjąć w swe objęcia poobijanego Zaporożca. Wyobrażacie to sobie? Bo ja nie 🙂 Zaporożec spoczął w ziemi i najprawdopodobniej leży tam do dziś. Teren podobno przejął niedawno deweloper, więc jeśli przyłoży się do wykopów, usłyszycie pewnie o ciekawych odkryciach z epoki władzy ludowej… 😉
Wnioski
Jakie płyną stąd wnioski? Jeden – rację miał Rudolf Giulani z filozofią zbitej szyby, którą zresztą chwalą w książce Filozofia kaizen, którą niezmiennie polecam.
Appendix
Gdy Rafał przeczytał ten wpis, przesłał mi plan sytuacyjny, który niniejszym wklejam: