Obejrzałem dziś film, który przypomniał mi pewną anegdotę. Jest na tyle milusińska, że aż postanowiłem ją dla Was opisać.
Najpierw zobaczcie film. Jego bohaterem jest facet z polskimi korzeniami, który pełni obowiązki piłkarza w jednym z niemieckich klubów (tam też zresztą się urodził 19 lat temu). Po strzeleniu gola przez kolegę, uradowany jak stonka na polu ziemniaków, podbiega do trybuny i pozdrawia kibiców Wiadomym Gestem:
Wiadomy Gest
Już słyszę lamenty zaprzyjaźnionych sympatyków endecji, że nie ma co świrować, bo to salut rzymski, a nie żadne zgniłe hajlowanie. Znam tę argumentację i nawet akceptuję, jednak przypomina mi ona wjeżdżanie na skrzyżowanie z zamkniętymi oczami gdy ma się pierwszeństwo argumentując, że przecież w wypadku kolizji, albo przejechania pieszego i tak będziemy mieli rację, bo mieliśmy pierwszeństwo. Co z tego, skoro możemy zginąć w zderzeniu z TIRem, który wbrew kodeksowi drogowemu nie uzna naszego pierwszeństwa? Podobnie z takimi gestami – niepotrzebne szukanie zwady… albo neonazizm oczywiście, co w wydaniu kogokolwiek, a tym bardziej Polaka, jest przynajmniej żenujące.
Co mi to przypomniało?
No, ale zejdźmy już z koturn i przejdźmy do anegdoty. Filmik przypomniał mi o tym jak to w czasie studiów w Monachium wybrałem się z Oleńką, która mnie odwiedziła oraz kilkorgiem znajomych do któregoś z malowniczych miast przy granicy z Austrią. Ba! Być może to nawet była już Austria, nie pamiętam.
Nie powiem – bardzo nam się podobało.
Pamiętam, że idąc długaśnym mostem na rzece przepływającej przez miasto, tłumaczyłem swoim towarzyszom coś na temat wojska i mojego szkolenia tamże, które miałem świeżo za sobą. Temat musiał wiązać się ze sposobem maszerowania, bo zacząłem demonstrować – na środku mostu – jak się maszeruje w polskim wojsku. Jak należy układać stopę, uszywnić kolano, poruszać rękami. Pokaz trwał może kilka sekund, gdy wystraszony nie na żarty kolega z Niemiec poprosił, żebym natychmiast przestał, bo jeszcze zostaniemy aresztowani.
Nie wiem jaką średnicę ma pięciozłotówka, ale moje oczy powiększyły się do większych rozmiarów.
– D., ale jak to nas aresztują?
– No jak to? Za propagowanie nazizmu!
– Oszalałeś?
– Nie, nie możemy ryzykować.
– Chyba Cię pogięło, nikt mi nie będzie mówił jak mam chodzić.
I spokojnie dokończyłem pokaz marszruty.
Skąd skojarzenie?
Zaraz po tym, gdy inkryminowany sportowiec zahajlował do trybuny, podbiegł do niego klubowy kolega i gwałtownie pociągnął za koszulkę w sposób Ziutek, ale nie przy ludziach! Tak samo zareagował mój niemiecki kolega na… maszerowanie.
To prawda, że Niemcy po wojnie są tak bardzo antyfaszystowscy, że bardziej się chyba nie da. Zresztą pewnie dlatego Polaków coraz częściej obsadzają we własnej, historycznej roli.