To było jesienią zeszłego roku. Wracałem z Maksiem z męskiej wyprawy w Bieszczady. To nie była jedyna nowość. Bo poza tym, że to pierwszy wspólny aż na wyłączność wyjazd, to jeszcze pilotażowy oblot nowego samochodu. Każdy, kto mnie zna, wie, że mówienie o marce nie ma sensu – bo to, że chodzi o Toyotę, jest oczywiste. No więc właśnie w takich okolicznościach poznałem moc kobiecego wjazdu na ambicję…

Orlen

Jak wiecie, od jakiegoś czasu nie tankuję na BP. Za to od dawna bardzo lubię tankować na Orlenie. W sumie to można powiedzieć, że nie tankuję na BP dlatego, że nie zachowuje się jak Orlen, oraz dlatego że tankowanie na BP trudno byłoby nazwać patriotyzmem ekonomicznym. Bez względu na wszystko – po drodze z Bieszczad musiałem zatankować i oczywiście wybrałem stację z orzełkiem, którą jeszcze paręnaście lat temu nazwalibyśmy cepeenem. Maksio upewnił się tylko, czy to nie jest ta zielona stacja, której tata nie lubi, tylko że jest to ta czerwona stacja, którą tata lubi.

To była nowa stacja, malowniczo położona wśród gór, lśniąca nowością. Nowe pistolety, nowe ramy aluminiowych okien, roześmiana obsługa. No i właśnie ta roześmiana, kobieca, figlarna obsługa do mnie podeszła, by… zatankować samochód! To pierwsze zdziwienie – że tankują klientom, i że na dodatek to kobiety tankują. Drugie zdziwienie pochodziło stąd, że pani tankująca spytała o rodzaj paliwa i nie przyjęła tak prosto do wiadomości mojej odpowiedzi.

dodge-charger-1858599_1280

Ten dialog!

Dialog brzmiał tak:

— Jakie paliwko wybieramy?

— Ropa.

— Zwykła, czy Verva?

— Zwykłą poproszę.

— Oj… no wie Pan… do taaaaakiego auta zwykła ropa? Ja bym brała jednak Vervę… [trzepotanie rzęsami]

— No dobrze, przekonała mnie Pani.

Hmmm…

Być może brzmi on dość banalnie, ale była moc w tym dialogu. To była moc figlarności, wjazdu na ambicję, spytania Maksia, czy mu się wygodnie siedzi, i pewnego jednak autentyzmu. Nie wiem, jaka to była moc w sumie, ale była skuteczna. Po raz pierwszy w życiu kupiłem droższe paliwo i to nie przez pomyłkę, jak to było wtedy:

 

I muszę powiedzieć, że nadal jestem pod wrażeniem zastosowanej techniki. Choć jestem raczej świadomym konsumentem, a tym bardziej – choć bez przesady – jestem świadomy różnych zabiegów marketingowych, ten jakże prosty wjazd na ambicję po prostu na mnie podziałał. I nie było to nic kpiącego, nic, co bym potraktował jako – mówiąc z angielska – offensive, tylko właśnie szczere wyrażenie uznania dla mojego samochodu. Uznania, które skłoniło mnie do wydania parunastu złotych więcej. I to jeszcze z radością i własnym uznaniem dla pani ze stacji, którą chętnie bym zatrudnił, gdybym tylko miał podobny biznes 🙂

Nie pamiętam niestety miejscowości, jednak serdecznie pozdrawiam obie Panie i donoszę, że ciasteczko z czekoladą, które dostałem w prezencie dla Maksia, musiałem dla dobra dziecka zjeść sam 😉

 

Wejdź do niezwykłego świata Macieja Gnyszki
i zobacz, jak 
robić networking w jego stylu!

Zapisz się na mój e-dziennik
Maciej Gnyszka Daily