Był ładny, wiosenny dzień. Samochód raźno mknął ze wzgórza. Kierowca czuł wiatr we włosach i podziwiał widoki z każdej strony. Dłonie lekko spoczywały na czarnej kierownicy. Czuć było wybuchającą z każdej strony przyrodę, która po długiej zimie odzyskiwała życie. Wtem samochód zjechał na pobocze i runął na bok. Kierowca znieruchomiał.
Wypadek i krzyk
Usłyszałem huk, ale nie obejrzałem się w tamtym kierunku. Po chwili zobaczyłem, że kierowca – czyli mój młodszy syn Antoś – gramoli się ze swojego samochodzika biegowego i próbuje wyjść. Nagle widocznie poczuł mój wzrok na sobie i powiedział coś, co sprawiło, że poczułem się jak ojciec z przypowieści o synu marnotrawnym 😀
Antoś krzyknął
Tataaaaaa! Upadłem!
Odpowiedź
Cóż mogłem odpowiedzieć? No przecież, że do głowy przyszło mi tylko:
To wstawaj, Antoś!
odkrzyknąłem.
Dobra!
odpowiedział Antoś.
I tak się zastanowiłem nad tym dialogiem, nad jego prostotą i uniwersalnością zarazem. Jedną z ważniejszych rzeczy w życiu, nie tylko z perspektywy codziennej, ale przede wszystkim wiecznej – jest nieustanne prowadzenie tego dialogu z Bogiem.